Wakacje kojarzą się ze swobodą, ale restauracja to nie jest przedłużenie plażowego koca. Trudno mówić o komforcie podczas niedzielnego obiadu, kiedy przy sąsiednim stoliku ktoś rozsiada się w mokrych slipkach, a kelner próbuje przyjąć zamówienie od gościa, którego tors właśnie obsycha w słońcu.
Z perspektywy restauratora problem ma dwa wymiary. Pierwszy to kultura miejsca. Drugi – komfort innych gości.
Wyobraźmy sobie chrzciny w klimatycznej sali z białymi obrusami. Rodzina celebruje wyjątkowy dzień, babcia z dumą trzyma wnuczka. W tle delikatna muzyka. I nagle przy stoliku obok siada para prosto z plaży – bikini, slipki, bose stopy na krześle. Albo romantyczna kolacja przy świecach i lampce wina, a tuż za plecami ktoś, kto dopiero co zszedł z molo, w klapkach i z koszulką przewieszoną przez ramię.
Zdarza się, że prośba obsługi o nałożenie koszulki czy butów wywołuje tylko śmiech i żartobliwą ripostę. Niestety, równie często kończy się głośną awanturą lub trzaskaniem drzwiami.
Bywają też sytuacje, które pokazują, że strój to nie tylko kwestia estetyki, ale i bezpieczeństwa. Jak ta, gdy na drewnianym tarasie biegało boso dziecko, a rodzice machali ręką na prośby obsługi. Do czasu. Bo kiedy w małą stopę wbiła się drzazga, nagle rozległy się pretensje… skierowane nie do własnej beztroski, ale w stronę restauracji.
Plażowy luz jest w Sopocie wpisany w wakacyjny krajobraz. Ale restauracja, nawet ta w strefie nadmorskiej, rządzi się swoimi zasadami. Nie chodzi o brak otwartości czy przesadną elegancję. Chodzi o to, by stworzyć przestrzeń, w której wszyscy goście – ci w szortach i ci w garniturach – czuli się komfortowo.
Dlatego większość sopockich restauratorów co roku apeluje o odrobinę dystansu między plażą a stołem. Dosłownie i w przenośni. Bo wystarczy koszulka, przewiązana chusta, para sandałów, by zachować wakacyjny luz i jednocześnie szacunek do miejsca oraz innych gości.
Lato w Sopocie potrafi być piękne, kolorowe i pełne dobrej energii. Warto jednak pamiętać, że restauracja to nie leżak na plaży, a stół w lokalu to przestrzeń wspólna, w której liczy się komfort wszystkich obecnych.
I choć każdy ma swoje spojrzenie na wakacyjny luz, jedno jest pewne – odrobina plażowego dystansu potrafi sprawić, że zarówno chrzciny, jak i kolacja po zachodzie słońca pozostaną pięknym wspomnieniem, a nie… tematem do anegdoty.
Autorka artykułu:
Edyta Okroj-Wierzbicka – CEO Akademii Gastronomii
[ZT]35004[/ZT]
1 0
Ach te celulity !
1 0
nie chccemy golasow. nie chce jesc przy spoconym panu z balonem czy bebnem przed soba albo pania ze sznurkiem w pupie....
0 0
Spoceni, tłuści Hanisze i obwisłe Grażyny bleh