Zamknij

Edukatorzy seksualni - Czego chcą nauczyć dzieci i młodzież? 5 lat więzienia za szerzenie wiedzy?

20:00, 22.10.2019
Skomentuj

15 października odbyło się w Sejmie pierwsze czytanie projektu „Stop pedofilii”. Projekt zakłada zmianę przepisu art. 200b kodeksu karnego. Burza, jaka rozpętała się nad edukacją seksualną w szkołach w związku z wniesieniem pod obrady Sejmu obywatelskiego projektu ustawy zmieniającej kodeks karny, pozwala na postawienie jednego istotnego pytania: co właściwie robią edukatorzy seksualni w szkołach i o co ta cała wrzawa.

  • Edukatorzy seksualni to przeszkolone osoby z zacięciem pedagogicznym, których celem jest pomaganie młodzieży przebrnąć przez trudny okres dojrzewania.
  • Warunkiem przeprowadzenia zajęć przez zewnętrznych edukatorów jest zgoda rodziców i dyrektora szkoły. A zajęcia są z nimi szczegółowo ustalane.
  • Treści przekazywane przez edukatorów są dostosowywane do poziomu rozwoju emocjonalnego dzieci i młodzieży.
  • Organizacje prowadzące zajęcia z edukacji seksualnej, tam gdzie jest ona prowadzona, nie mają problemów z uzyskiwaniem zgody rodziców na uczestnictwo dziecka w zajęciach. Zainteresowanie jest spore, chociaż liczba organizacji niewielka.

[ZT]3094[/ZT]

Jeśli jeszcze kilka dni temu ktoś nie słyszał o edukatorach seksualnych, to teraz już wie, że istnieją, chociaż w kraju jest ich naprawdę niewielu. Wie również, że jeśli Sejm uchwali nowelizację kodeksu karnego, to nie będą oni mogli całkiem swobodnie prowadzić swojej dotychczasowej działalności edukacyjnej, bo jeśli przekroczą ustalone w ustawie granice, mogą trafić na 5 lat do więzienia. Za co? Z tym może być już mieć pewien problem, a już na pewno będą go mieli sędziowie, bo mówiąc oględnie kara więzienia ma grozić za publiczne nakłanianie do seksu, ale za edukowanie? Raczej nie. Bo tak daleko idących wniosków z wprowadzanych przepisów wynieść się nie da.

Edukacja to nie instruktaż

Co więcej, edukatorzy seksualni edukują dzieci i młodzież, ale tylko te, których rodzice wyrazili na to zgodę – to po pierwsze, a po drugie - na wyraźne życzenie dyrektora szkoły. Zatem to nie jest tak, że do szkoły wchodzą edukatorzy i namawiają dzieci do seksu. Owszem, wchodzą, ale tylko wtedy, gdy zostali zaproszeni. I uczą. 

- Czy uczymy jak uprawiać seks? Oczywiście, że nie. Przekazujemy informacje odnośnie higieny, bezpieczeństwa, możliwości zarażenia się różnymi chorobami. W tych zajęciach jest znacznie więcej psychologii, nauki o relacjach, o tym, w jaki sposób się chronić, jak być asertywnym, niż informacji stricte medycznych i biologicznych, aczkolwiek one również są w programie zajęć - wyjaśnia Justyna Jaskólska, koordynator regionalny Stowarzyszenia Wzajemnej Pomocy Flandria, z siedziba w Inowrocławiu, która funkcjonuje na terenie kilku dużych miast: w Bydgoszczy, Toruniu, Poznaniu, Gdyni i w Słupsku. 

-  Uczymy o zdrowiu seksualnym, o dojrzewaniu, o antykoncepcji, o prawach dotyczących zdrowia seksualnego, o asertywności w zakresie seksu. Nikt z nas nie uczy pozycji. Nic takiego się nie odbywa - mówi Weronika Dryja, prezeska Fundacji Edukacji Zdrowotnej STIM z Sosnowca.

- Czy naprawdę uczycie młodzież uprawiać seks? – ponawiam pytanie, tym razem kierując je do Katarzyny Banasiak, koordynatorki Grupy Ponton, funkcjonującej w Warszawie.

- Raczej nie. Jeśli ktoś chce uprawiać seks, to mówimy mu, jak robić to w sposób bezpieczny i zgodny z własnymi przekonaniami. Na pewno nie uczymy żadnych technik, nie dyskutujemy o pozycjach. Mówimy przede wszystkim o środkach antykoncepcyjnych i omawiamy różne metody planowania rodziny. Podajemy informacje, które z nich są aprobowane przez kościół katolicki – wylicza.

- Na warsztatach uczymy antykoncepcji, omawiamy prawa człowieka, w tym prawa seksualne. Kładziemy duży nacisk na nieuleganie presji rówieśniczej i podążanie za swoim systemem wartości. Mówimy też o infekcjach przenoszonych drogą płciową, które młodzi ludzie bardzo często mają, o tym, jakie są ich objawy i gdzie można się zbadać i je leczyć. Omawiamy też inicjację seksualną, po to, żeby wiedza wyprzedzała doświadczenie – wyjaśnia Katarzyna Banasiak.

I podkreśla, że badania pokazują, że im bardziej rzetelnie jest prowadzona edukacja seksualna, tym decyzje młodych ludzi są bardziej świadome i tym później rozpoczynają oni współżycie seksualne. Nie jest tak, jak powszechnie się uważa, że wskutek edukacji seksualnej ten wiek się obniża.     

Adekwatnie i dyskretnie

Edukacja seksualna prowadzona przez edukatorów zewnętrznych to zazwyczaj trzygodzinne zajęcia warsztatowe, podczas których edukatorzy nawiązują bliską relację z uczniami. Edukatorzy są młodzi i spoza szkoły, co zdecydowanie skraca dystans między nimi a młodzieżą. Ułatwia rozmowy na trudne i wstydliwe tematy. Ale i tak nie o wszystkich problemach rozmawiają. Te bardziej intymne starają się omawiać w sposób bardzo zawoalowany.  

- Na zajęciach funkcjonuje coś takiego jak skrzynka pytań i tam każdy anonimowo może wrzucić pytanie, na które na następnych zajęciach uzyskuje odpowiedź, która zazwyczaj jest wpleciona w treść zajęć. Dlatego uczniowie mogą właściwie zapytać o wszystko – wyjaśnia Justyna Jaskólska. - Tematyka zajęć jest bardzo mocno uzależniona od poziomu uczestników. Tutaj nie ma jednego scenariusza, bo są różne grupy młodzieży. Na przykład w technikum w Gdańsku mamy grupę 19-latków, i ich problemy są zupełnie inne niż u dzieci młodszych, z podstawówki.

Podkreśla jednocześnie, że to z tego powodu stowarzyszenie rekrutuje na edukatorów osoby głównie z przygotowaniem pedagogicznym. Chodzi bowiem o to, żeby potrafili rozróżnić fazy rozwojowe dzieci i dostosowywali do nich zajęcia. A nie przerażali ich niektórymi treściami.

- Więc nawet jeśli mówimy o antykoncepcji, to to, co mówimy, jest dostosowane do wieku młodzieży – podkreśla koordynatorka Flandrii.

Edukator seksualny, czyli kto

Podobnie jest w innych organizacjach. Edukatorkami w STIM-ie są Weronika Dryja oraz Aleksandra Gawień-Zych (wiceprezes) i są położnymi. Ukończyły również studia podyplomowe z zakresu edukacji seksualnej i obie są w trakcie studiów z seksuologii klinicznej. Katarzyna Banasiak kończy prawo na Uniwersytecie SWPS, ale liczna grupa blisko 30 edukatorek i jednego edukatora to w głównej mierze absolwenci psychologii, medycyny, prawa, pedagogiki, a także osoby, które kończą psychoterapię. Trzeba jednak zaznaczyć, że żeby zostać edukatorem seksualnym, nie trzeba robić studiów. Wystarczy skończyć kilkudniowy kurs.

Taki kurs dla edukatorów seksualnych zorganizowało we wrześniu br. stowarzyszenie Flandria w Słupsku. Kurs został zrealizowany w ramach większego projektu pilotażowego, na podstawie którego stowarzyszenie ma przeprowadzić zajęcia z zakresu edukacji seksualnej we wszystkich szkołach prowadzonych przez miasto.   

- Zainteresowanie kursem było bardzo duże. Ukończyło go 19 osób, chociaż początkowo zakładaliśmy, że będzie ich minimum 10 – mówi koordynatorka Flandrii. I dodaje, że najczęściej byli to pedagodzy, psycholodzy oraz nauczyciele wychowania do życia w rodzinie (WDŻ), którzy postanowili rozszerzyć swoje kompetencje.

- To nie są seksuolodzy, bo do tego trzeba ukończyć szkołę podyplomową. Tylko są to edukatorzy seksualni, chociaż taki zawód w polskim prawie nie występuje. Ale nie ma też zawodu psychologa – tłumaczy Justyna Jaskólska.  

Dodaje, że realizowany projekt dla UM w Słupsku ma charakter pilotażowy i obejmie uczniów klas VII i VIII szkół podstawowych oraz klas I szkół ponadpodstawowych w wyznaczonych w uchwale rady miasta szkołach, ale zgodnie z nią w ciągu następnych dwóch lat edukacja zdrowotna i seksualna ma być prowadzona we wszystkich słupskich szkołach. Wyszkolenie edukatorów seksualnych pozwoli w przyszłości na realizację tych zajęć.

Szkoły są zainteresowane, rodzice też

Obecnie w części szkół te zajęcia się już rozpoczęły, a w części trwa jeszcze procedura rekrutacyjna, bo każdy rodzic musi wyrazić zgodę na udział dziecka w tych zajęciach. 

- Na wszelki wypadek od rodziców zbierane są oświadczenia zarówno na tak, jak i na nie, żeby nie było wątpliwości – podkreśla Justyna Jaskólska, koordynator regionalny Stowarzyszenia Wzajemnej Pomocy Flandria. I dodaje, że zajęcia z seksu odbędą się również dla rodziców.

- Jestem ciekawa, ilu z nich się zdecyduje, żeby do nas przyjść na to spotkanie. I jak będą reagować – zastanawia się koordynatorka.

Mimo nie najlepszej sławy, jako obecnie ciągnie się za edukacją seksualną, edukatorzy nie narzekają na brak pracy.  

- Co roku staramy się o dofinansowanie z urzędu wojewódzkiego i urzędu miasta Sosnowiec projektów z zakresu edukacji seksualnej. Nigdy nie miałyśmy problemów z ich realizacją, bo zawsze są chętne szkoły w Sosnowcu i na terenie woj. śląskiego. Zazwyczaj są to klasy VII-VIII szkół podstawowych, ale prowadzimy zajęcia również w szkołach ponadpodstawowych – mówi Weronika Dryja.

Dodaje, że zapotrzebowanie na edukację seksualną jest duże, ale nie ma ludzi, którzy mogliby to robić, więc pracują tylko we dwie z Aleksandrą Gawień-Zych. Z młodzieżą zawsze im się dobrze pracuje, a na zajęcia organizowane przez jej fundację rodzice zawsze wyrażają zgodę. Z tego powodu nie wątpliwości, czy edukacja seksualna w szkołach jest potrzebna.

- Skoro rodzice sami zgłaszają swoje dzieci na warsztaty, to czują, że jest taka potrzeba, bo sami albo nie mają fachowej wiedzy, albo wstydzą się rozmawiać z dziećmi na temat seksu – wyjaśnia.

WDŻ to za mało

Zauważa jednocześnie, że podstawy programowe do Wychowania do życia w rodzine dla poszczególnych klas nie są wystarczające.

- Czasami podstawy te są zgodne tylko z jednym światopoglądem, niekoniecznie z wiedzą obiektywną. Chodzi tu przede wszystkim o duży nacisk na zawarcie związku małżeńskiego i konkretnego modelu rodziny. Oczywiście w podstawie programowej są treści dotyczące antykoncepcji, ale w zależności kto prowadzi te zajęcia są przedstawiane w różny sposób. My prezentujemy zgodnie z wiedzą medyczną, wolną światopoglądowo – wyjaśnia Weronika Dryja.

- Tak naprawdę, jeżeli WDŻ jest prowadzony zgodnie z ustawą, to można powiedzieć, że my tylko go uzupełniamy. Ale ta uchwała rady miasta powstała, bo było widać braki w tym zakresie. Że ta edukacja nie jest dobrze prowadzona – dodaje Justyna Jaskólska.

Trudne decyzje

Nie zmienia to jednak faktu, że zmiany w prawie są procedowane. I wszystko wskazuje na to, że prowadzenie edukacji seksualnej może się wiązać z pewnym ryzykiem. Dlatego Weronika Dryja nie ma wątpliwości, co wtedy zrobi.

- Ustaliłyśmy z wiceprezeską, że wtedy zrezygnujemy z prowadzenia tych zajęć. Bardzo nam przykro z tego powodu, bo w szkołach słyszymy, że robimy kawał dobrej roboty, że nasze inicjatywy są bardzo potrzebne. Po zakończonych zajęciach szkoły zapraszają nas za rok i proszą żebyśmy o nich pamiętały. Każda z nas ma rodzinę i nie chcemy stracić tego, co jest dla nas najważniejsze. Dlatego właśnie nie podejmiemy się tego ryzyka.

Pytana o to samo Katarzyna Banasiak po prostu nie wierzy, że taki scenariusz mógłby się ziścić.

- Na pewno zmiany w obecnym brzmieniu nie mogą być zaakceptowane, gdyż są sprzeczne z prawem. Nie odpowiadają np. na pytanie, co z osobami małoletnimi, które po przekroczeniu 15. roku życia z jednej strony mogą mieć kontakty seksualne, a z drugiej nie mogą uzyskać żadnej informacji na ten temat. Bez opiekuna prawnego nie mogą iść po pomoc nawet do ginekologa – argumentuje Katarzyna Banasiak. Jednocześnie podkreśla, że priorytetem Grupy Ponton są młodzi ludzie i kontakt, który z nimi mają.

- Oni piszą do nas e-maile, codziennie dzwonią, wysyłają wiadomości na facebooku czy na naszym forum internetowym. Dlatego wiemy, że to, co robimy, jest potrzebne. Jesteśmy jedną z nielicznych organizacji w Polsce, która traktuje młodzież poważnie, nie zbywa jej, nie wyśmiewa, tylko traktuje jak partnera. Dlatego nie przestaniemy prowadzić tej działalności. Może będzie ona nieco zmieniona, ale na pewno nie przestaniemy istnieć – podkreśla.

inf. Portal Samorządowy 

(J.F)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(1)

Mało znany i nikt waMało znany i nikt wa

0 0

Zabrakło oczywiście samej ustawy w artykule punkt po punkcie aby każdy wiedział co zakłada projekt ustawy obywateli, a to chyba najważniejszy element debaty którego tutaj zabrakło. Oczywiście nie podano też w jakim wieku i czego dokładnie chcą uczyć dzieci i jak to wpływa na ich zachowanie podczas ich rozwoju socjalizacji pierwotnej czy wtórej. Po jednej stronie dużo fundacji finansowanych przez zagraniczne źródła, ogromne pieniądze i masa speców od PR, w tym modelka autorytetem, a po drugiej stronie obywatele i fundacja działająca w głównej mierze ze składek ludzi dobrej woli. Można wymieniać dalej, słabo wypada to merytorycznie, a więcej pustych frazesów i demagogi. To właśnie rodzice powinni decydować o wychowaniu ich dzieci w pierwszej kolejności, a nie osoby trzecie.

22:44, 22.10.2019
Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%