Gdyby ktoś chciał zbadać kondycję współczesnych relacji międzyludzkich, nie musi wcale zamawiać raportów socjologów. Wystarczy zapytać kelnera. On wie. On widzi. Codziennie przechodzi między stolikami i rejestruje drobiazgi, których goście nawet nie zauważają. Wie, kto trzyma się za ręce, a kto za smartfon. Kto zamawia wino, by je celebrować, a kto robi zdjęcie kieliszka tylko po to, żeby wrzucić je na Instagram.
Obrazek numer jeden. Stolik czteroosobowy, w piątkowy wieczór. Na stole pizza, makarony, wino. A w dłoniach? Telefony. Cisza przerywana śmiechem – ale nie wspólnym, tylko osobnym. Każdy ma swoją rozmowę. Śmieją się równocześnie, ale nie do siebie, tylko do ekranów.
Dla kelnera to wygoda: nie trzeba pytać, czy smakuje, bo i tak nikt nie odpowie. Można podać kolejne danie bez ryzyka, że gość zauważy. A jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że coś tu poszło nie tak.
Scenka druga. Rodzinny obiad. Kiedyś to była szkoła życia: dzieci uczyły się, jak siedzieć przy stole, jak używać sztućców, jak mówić „dziękuję”. Dziś coraz częściej obok talerza stoi tablet. Włącza się bajkę, dziecko „zajęte”, rodzice mają chwilę spokoju.
Rozumiem zmęczonych rodziców. Ale jako kelner widzę też efekt uboczny: dzieci, które nie uczą się rozmowy przy stole. Za dziesięć lat to będą dorośli goście, którzy przyjdą na kolację i nie odezwą się ani słowem – bo nie nauczą się, że restauracja to miejsce spotkania, a nie fastfood z ekranem.
Scenka trzecia. Stolik dla dwojga. On w słuchawkach, przewija wiadomości. Ona pochylona nad ekranem. Czasem spojrzą na kelnera, żeby poprosić o ketchup. Ale między sobą? Cisza. Czasem mam wrażenie, że komunikują się tylko wtedy, kiedy przesyłają sobie memy – siedząc naprzeciwko.
Romantyczna kolacja? Formalnie tak. W praktyce – dwoje ludzi w dwóch różnych światach, przypadkowo przy tym samym stole.
Kiedyś irytowało kelnerów pstrykanie palcami czy łapanie za rękę. Dziś irytują inne rzeczy:
Dla managera restauracji telefony to nie tylko problem estetyczny. To także praktyczny. Jeśli goście zajęci są rozmową na komunikatorze, zamiast czytać menu, obsługa czeka dłużej. Stolik rotuje wolniej, a czas obsługi się wydłuża. Goście nie rozmawiają, więc częściej narzekają – bo zamiast zająć się sobą, skupiają się na każdym detalu obsługi.
Niektóre lokale próbują wprowadzać zasady: „schowaj telefon, rozmawiaj”. W niektórych pojawiają się pudełka na telefony, w innych – subtelne prośby obsługi. Efekt? Różny. Bo telefon stał się dziś jak nóż i widelec – elementem nieodłącznym.
Ale może właśnie dlatego prawdziwym luksusem w restauracji jest dziś rozmowa. Patrzenie sobie w oczy, zamiast w ekran. Bycie tu i teraz.
Kelner nie zapamięta, jakie zdjęcia zrobiłeś swojemu talerzowi. Ale zapamięta, czy rozmawiałeś z osobą naprzeciwko. Bo jedzenie to tylko połowa doświadczenia. Druga połowa to bycie razem – i żaden ekran tego nie zastąpi.

Autorka artykułu:
Edyta Okroj-Wierzbicka – CEO Akademii Gastronomii
[ZT]36172[/ZT]
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz