Sopot to jedno z tych miejsc, o których wszyscy mają coś do powiedzenia, choć mało kto naprawdę je zna. Niby część Trójmiasta, a jednak jakby trochę poza nim. W Gdańsku się pracuje, w Gdyni się mieszka, a w Sopocie… po prostu się bywa. Trochę przejazdem, trochę ze znajomymi, a raz na jakiś czas odwiedza się go “na zwiady”, żeby sprawdzić, czy nocne życie nadal szaleje, a średniej jakości gofry kosztują przynajmniej 20 złotych.
Jest we mnie pewien irracjonalny niepokój, który pojawia się zawsze, gdy późnym wieczorem wracam z Gdańska do domu przez Sopot. To nie strach w dosłownym sensie, a raczej przeczucie, że coś się wydarzy. Bo w Sopocie zawsze coś się dzieje. Nieprzewidywalne sytuacje, przypadkowe spotkania, śmiech dobiegający z każdej strony Monciaka. Ktoś śpiewa, ktoś inny prowadzi transmisję na żywo, ktoś właśnie zgubił buta po drodze z klubu. Sopot ma w sobie ten rodzaj energii, który trudno uchwycić. Jest jednocześnie beztroski i chaotyczny, elegancki i lekko nieokiełznany. Jak znajomy, którego lubimy, ale nie zawsze potrafimy nadążyć za jego pomysłami. A to wszystko w zwykły, wtorkowy wieczór.
Trudno mówić o Sopocie bez wspomnienia Monciaka, czyli ulicy Bohaterów Monte Cassino. To serce miasta, jego najbardziej znany symbol i, jednocześnie, jego największy paradoks. Za dnia - rodzinny deptak, pełen zapachu świeżych gofrów i rozmów w różnych językach. W nocy zaś - miejsce, które tętni muzyką i emocjami. To tu zaczynają się spontaniczne spotkania, które często zmieniają bieg nocy.
Kiedy ktoś z Trójmiasta mówi: “idziemy na imprezę”, rzadko trzeba pytać dokąd. Odpowiedź jest oczywista - do Sopotu. Bo choć Gdańsk ma swoje eleganckie lokale, a Gdynia przyciąga nadmorską nowoczesnością, to właśnie Sopot pozostaje punktem wspólnym. To neutralne terytorium, na którym spotykają się wszyscy - znajomi z różnych miast, grup, środowisk.
To pytanie, które pojawia się zaskakująco często. Bo choć w Sopocie stoją piękne wille, a na balkonach widać zadbane rośliny, to wielu mieszkańców Trójmiasta odnosi wrażenie, że… nikt tu nie mieszka naprawdę. A przynajmniej nie w ścisłym centrum (które, notabene, jest jedyną częścią miasta znaną przeciętnemu przyjezdnym z Gdańska czy Gdyni). Oczywiście, istnieją „prawdziwi sopocianie”, ale dla większości z nas Sopot to raczej miejsce tymczasowe: odwiedzane, ale nie zamieszkane. Jest to na pewno przeświadczenie głęboko stereotypowe, jednak mając za sąsiadów dwa tak ogromne miasta, około 30 tysięczny Sopot może wydawać się nierealny.
Sopot często kojarzy się również z ekskluzywnością. Eleganckie kamienice, stylowe restauracje, wysokie ceny. Ale ta elegancja ma w sobie coś swojskiego. To nie chłodny luksus, lecz raczej nadmorska próba bycia wyjątkowym. Nawet najbardziej wysmakowana kawiarnia nie ucieknie tu przed zapachem smażonych ryb i śmiechem dzieci na plaży.
Molo, mewy i gofry - ten zestaw wydaje się niezmienny od lat. I może właśnie dlatego Sopot tak przyciąga. Bo niezależnie od tego, ile powstanie nowych lokali i jak bardzo wzrosną ceny, pozostanie w nim coś znajomego.
Dla wielu mieszkańców Gdańska czy Gdyni Sopot jest trochę jak młodszy, lekko rozkapryszony kuzyn. Wszyscy go lubią, ale nikt nie traktuje do końca poważnie. Z jednej strony podziwiają elegancję, bliskość morza i to, że wszystko jest tu „jak z pocztówki”. Z drugiej kręcą głowami na ceny, tłumy i wrażenie, że to miasto istnieje głównie po to, żeby inni mogli się w nim dobrze bawić. W trójmiejskich rozmowach często pada zdanie: „fajnie tam pojechać, ale nie chciałbym tam mieszkać”. I to właściwie streszcza cały lokalny stosunek do Sopotu - podziw połączony z lekkim dystansem.
Jak więc mieszkańcy Trójmiasta patrzą na Sopot? Z odrobiną ironii, ale też z pewnym rodzajem sympatii. Bo mimo wszystkich niedogodności, tłumów, cen i hałasu, trudno go nie lubić.
I może właśnie dlatego, mimo wszystkich narzekań, Sopot jest nam potrzebny. Bo gdyby nie on, nie mielibyśmy gdzie ponarzekać na turystów, gdzie przypadkiem spotkać znajomych z liceum i gdzie przypomnieć sobie, że wciąż mieszkamy nad morzem. Sopot to serce Trójmiasta - czasem hałaśliwe, czasem szokujące, ale bez niego cała reszta nie biłaby tak samo.
NZ
[ZT]36522[/ZT]
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz