„Poranne cappuccino w Kaiserze, śniadanie w Całym Gawle, opalanie w Sheraton Beach Club albo na słynnej plaży Grand Hotelu, czy wieczór w Trzech Siostrach, gdzie po północy tańczący tłum wylewa się na deptak” - tak Kasia Tusk, influencerka i córka premiera Donalda Tuska, opisuje, z lekka teatralne, życie w Sopocie. No właśnie, życie? Czy może tylko ułamek sekundy, na który wpuszcza nas do swojego świata trójmiejskich elit?
Przyjedź do Sopotu, przez 5 dni wydaj miesięczną wypłatę i poudawaj, że właśnie o to w życiu chodzi. O drogą kawę. O luksusowy hotel. Wróć, o najdroższą kawę. O najmodniejszy hotel. O to, żeby chociaż przez kilka sekund poczuć się jak ci z pierwszych stron gazet. Przecież tak wygląda codzienność tutaj, prawda? Ładne obrazki i ciuszki rodem z Pinteresta.
Niestety, Sopot, o którym pisze Kasia Tusk, nie przypomina miasta, a jego reklamę. A może bardziej reklamę zabiegów kosmetycznych, bez których lepiej nie wychylać się z pokoju hotelowego. Albo przynajmniej nie wrzucać zdjęcia na Instagrama
„Reklama” to trafne słowo, „Sopotu” pasuje już trochę mniej. To trochę przekorne, pisząc o urokach nadmorskiego kurortu, zachwalać samoopalacze. Miasto staje się tłem do ładnych filiżanek, nowych, markowych ubrań i kosmetyków z najwyższej półki. A przecież sopocka rzeczywistość wcale nie potrzebuje tych wszystkich „umilaczy”.
Jaki jest Sopot? Na pewno nie nudny i jednoznaczny. I tak, Kasia Tusk może odbierać go inaczej niż ja, ma do tego pełne prawo. Ale idąc przez miasto, mam wrażenie, że mojego Sopotu nie łączy z jej Sopotem praktycznie nic. Może kapryśna pogoda, fakt. Jednak to, co najważniejsze w tym mieście to według mnie jego różnorodność. Tutaj każdy powinien czuć się mile widziany i jak u siebie. A nie jak na sprawdzianie czy jesteś wystarczająco cool i trendy żeby usiąść w ulubionej restauracji albo, czy twoje ciało zostało odpowiednio przygotowane, żeby opalać się na plaży. Mnie za chwilę będzie głupio wyjść w bluzie do sklepu, bo jeszcze zaburzę nowobogackie Feng Shui.
Jeżeli zatem planujecie wizytę w Sopocie, to nie czujcie, że musicie tu być idealni i dopasować się na siłę do jakiegoś internetowego obrazka. A jeśli jednak zdecydujesz się na cappuccino w Kaiserze, to pamiętaj, że to w papierowym kubeczku, wypite na ławce na Monciaku, smakuje równie dobrze. A przynajmniej nie trzeba robić zdjęcia.
NZ
1 3
Kolejny artykuł pełen jadu
6 0
Koniec Tuska i Truskawek wkrótce
3 0
Redakcjo, sprawdźcie w UM Sopot ile kosztowała ta reklama. Przecież to jest post reklamowy, a nie pisany z miłości do miasta.