Sprawą Iwony Wieczorek żyła cała Polska. Choć od czasu zaginięcia 19-latki minęło już blisko dziesięć lat, jej historia wciąż pełna jest niewiadomych. Jak się jednak okazuje, po tak długim czasie na światło dzienne wychodzą nowe fakty dotyczące okoliczności zniknięcia dziewczyny. Do sprawy postanowiła wrócić reporterka programu „Alarm!” emitowanego w TVP 1.
W sobotniej odsłonie programu "Alarm!" przedstawiono reportaż poświęcony zaginięciu Iwony Wieczorek. Przypomnijmy, że do zaginięcia doszło w nocy 16 lipca 2010 r. Jak utrzymują świadkowie, do których dotarła dziennikarka, dziewczyna była tej nocy słyszana pod domem. Według zeznań sąsiadów Iwona pokłóciła się wtedy ze swoimi znajomymi.
- Rzekomo już po zaginięciu córki policja chodziła po domu i rozpytywała sąsiadów, czy coś tamtej nocy słyszeli lub widzieli. Przekazano mi, że żaden z sąsiadów nie przyznawał, że był świadkiem niepokojących zdarzeń. A teraz słyszę, że sąsiedzi zaczynają mówić. To dla mnie jest bardzo ważne - mówiła dziennikarzom Dziennika Bałtyckiego Iwona Kinda, matka zaginionej.
Reporterka kontaktowała się nie tylko z sąsiadami, ale i wychowawczynią Iwony Wieczorek. Warto podkreślić, że nauczycielka do dzisiaj nie została przesłuchana przez policję.
Jak przekonuje wychowawczyni, zaginiona nie miała powodów do tego, żeby uciekać z domu.
- Jej charakter był zupełnie inny. Nie miałaby po co uciekać z domu. To jak było między nią i jej mamą w ogóle nie mogło jej do tego skłonić - mówiła nauczycielka.
Matka zaginionej nie kryła zdziwienia pojawieniem się nowych faktów w sprawie. Co istotne zaginiona wciąż nie została uznana za zmarłą. To oznacza, że jej poszukiwania są nadal prowadzone. Dalszymi czynnościami w sprawie zajmuje się krakowskie Archiwum X.
[ZT]2470[/ZT]
1 0
Zastanawiam się, jakim trzeba być człowiekiem, żeby pod takim tekstem kliknąć w uśmieszek...