Zamknij

Jak wyglądał Sopot w XIX wieku? Relacja Jadwigi Łuszczewskiej

09:30, 30.08.2019 P.S Aktualizacja: 08:37, 06.09.2019

Była pisarką i poetką-improwizatorką. W historii literatury zapisała się przede wszystkim jako autorka pamiętników. W swoich zapiskach relacjonowała nie tylko codzienne spostrzeżenia, ale i wrażenia z podróży. Przyglądając się jej wspomnieniom z 1858 roku, możemy zauważyć interesujący epizod związany z wizytą w ówczesnym Sopocie. Jak wyglądał nadmorski kurort oczami Jadwigi Łuszczewskiej, zwanej Deotymą? Co wyróżniało XIX-wieczny Sopot?

Zagłębiając się w pamiętniki pisarki okresu romantyzmu czytamy:

Dziś owa śliczna wieś rozkłada się w kształcie krzyża, którego ramiona wsparte są o wzgórza, a głowa patrzy w morze. Wszystko składa się z trzech ulic, a raczej alei, obstawionych domkami. Główna ulica Morska miłą pochyłością od gór do wody się spuszcza; dwie boczne – Północna i Południowa, biegnące wzdłuż morza, tworzą niby ramiona krzyża. (…) 

Ulica Morska zmienia się na prostą drogę topolami wysadzaną. Po dwóch stronach rozwijają się nieprzejrzane niwy; wesoło tu dla oka, a razem miło jechać po unoszącej koła pochyłości. Ku końcowi dopiero pojawiają się mieszkania. Tu, równie jak na bocznych ulicach, każdy dworek stoi osobno, każdy ma swój ganeczek z wycinanym daszkiem albo namiot obszyty kolorową taśmą, albo, co najczęściej się zdarza, werandę obrosłą czy bluszczem czy dzikim winem, czy powojem, którego stufarbne kwiaty były właśnie w porze rozwicia. 

Na każdym ganku, w każdej altanie widać stół pokryty jaskrawą opończą, a w około stołu zawsze tłumnie. Tu wystrojone podróżniczki siedzą z igłą; przy nich mężczyźni z gazetami. Wszędzie pełno igrających dzieci, których liczba w Sobotach nieledwie przeważa, bo lekarze najczęściej je tam wysyłają. (…) 

U rozdroża, do którego biegają się trzy ulice, są dwa gmachy:”Kursal” dawny i nowy; znajdziesz tam rozliczne mieszkania, sale jadalne, balowe wielkie ganki. Przed wejściem rozrasta się aż do morza ogród, którego drzewa, jak ogromny zielony namiot, ocieniają altanę dla muzyki i siedzenia dla gości, pół dnia spędzających przy pogadance i kawie. 

Ale najsilniej nęci przechadzka ciągnąca się za ogrodem, nazywana stegiem. Jest to pomost na palach rzucony w morze i ubrany ławkami. Tam podróżni najtłumniej się garną: są godziny, w których przecisnąć się nie można po nadwodnym ganku, bo też dziwno, ile to proste urządzenie nastręcza uroków... 

Źródło:

  • 1858 r. Jadwiga Łuszczewska (Deotyma), za: Tomasz Dobrowolski, Wojciech Fułek, Wchodzić bez Pukania, 2012, online: dawnysopot.pl/index.php?content=opracowania&akcja=pokaz&id=40 [dostęp: 29..08.2019].

 

(P.S)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%