Władze Sopotu oraz mieszkańcy wciąż apelują o pomoc osobom poszkodowanym w piątkowym pożarze kamienicy na rogu ulic Zamenhofa oraz Alei Niepodległości. W budynku najbardziej ucierpiały dach oraz mieszkania ulokowane na poddaszu. Jak przebiegała ewakuacja?
Na pożar najbardziej narażone były rodziny mieszkające na najwyższym piętrze budynku. Z powodu zalania, ucierpieć mogli również pozostali lokatorzy. Strażacy walczyli z żywiołem przez kilka godzin.
Już o 05:00 mieszkańcy domu zauważyli, że obiekt się pali. Po 10 minutach pojawiła się straż pożarna. Z jednego z mieszkań nie było już możliwości ucieczki. Obecne w środku osoby straż pożarna przetransportowała na dół podnośnikiem. Ratujący cofnęli się nawet po psy - relacjonuje kobieta mieszkająca w sąsiedztwie poszkodowanych.
Według świadków pożaru, akcja ratunkowa przebiegała bardzo sprawnie. Miała jednak dość drastyczny przebieg.
Ewakuacja trwała chwilę. Ludzie bardzo szybko wyszli na dwór - wybiegali w pidżamach i kapciach. W piątek po południu wciąż dookoła było pełno służb, które dogaszały jeszcze tlące się elementy.
Okazuje się, że jeden z mieszkańców, który zajmuje się wynajmem mieszkań, zaprosił ewakuowanych do siebie.
Mężczyzna, sąsiad pogorzelców, zaprosił ewakuowanych do siebie. Tak, by w pidżamach nikt nie stał na mrozie - informuje jeden ze świadków zdarzenia.
Osoby poszkodowane w pożarze przebywają obecnie w pensjonacie Irena.
Budynek jest cały zalany. Okoliczni mieszkańcy nie mają prądu, internetu, nic. W kamienicy, w której się paliło, nie ma w ogóle ludzi. Wejście na ulicę było długo zablokowane, do niektórych budynków należało iść na około - relacjonuje mieszkanka pobliskiego budynku.
Osoby mieszkające w mieszkaniach na poddaszu w niedzielę, w asyście służb, weszły do zniszczonych mieszkań. Miały sprawdzić, czy chociaż część ich dobytku ocalała.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz