Sopot to nie tylko molo, plaża i muzyczne festiwale. To również miejsca, które od dziesięcioleci wpisują się w historię i tożsamość miasta. Jednym z nich jest Pracownia Obuwia Dziecięcego Tombut, prowadzona przez rodzinę Tomasińskich. W 2025 roku zakład obchodzi okrągły jubileusz 80 lat działalności w Sopocie. Z tej okazji mieliśmy przyjemność porozmawiać z panem Bogdanem Tomasińskim, kontynuatorem szewskiej tradycji sięgającej aż sześciu pokoleń, o miłości do zawodu, profilaktyce zdrowych stóp i charakterystycznym, sopockim buciku „z dzwoneczkiem”.
Z Bogdanem Tomasińskim rozmawiał Przemysław Szczygieł.
_______
P. S.: Może na początek... Te zdjęcia, które widzicie na ścianach, to są członkowie Pana rodziny, tak?
B. T: Tak, to wszystko są członkowie rodziny, to są dziadkowie, to są rodzice, rodzeństwo.
Ile osób było łącznie zaangażowanych w działalność zakładu?
Działalność w Sopocie rozpoczął właściwie ojciec. Przyjechał z Nasielska z mamą i roczną córką. Urodziły się następne dzieci i było nas pięcioro. Troje z nas współpracowało z rodzicami do śmierci ojca w 1986 roku. Później z mamą prowadziliśmy zakład, a w 1990 roku powstała spółka. Każdy z rodzeństwa miał określony obszar działalności, nie wchodziliśmy sobie w paradę, ale musieliśmy współpracować. Brat i siostra zajmowali się produkcją, a ja sprzedażą i zaopatrzeniem w surowce. W 2009 roku do spółki dołączyła moja żona, która już wcześniej zajmowała się sprzedażą obuwia. Z powodu choroby brata i odejścia siostry, ja zająłem się produkcją w Przodkowie, gdzie mieliśmy zakład, a żona sprzedażą tutaj. Cały czas produkowaliśmy obuwie z nastawieniem na profilaktykę, ubierając dzieci od roku wzwyż.
Czytałem, że tradycje szewskie w Pana rodzinie sięgają ponoć blisko 175 lat. Czy to prawda?
Tak, w tej chwili jest to już szóste pokolenie.
Jak Pan się czuje jako kontynuator tak długiej historii rodzinnej?
Jeśli lubi się to, co się robi, to nie jest to ciężarem, tylko sprawia przyjemność i daje satysfakcję. Czujemy się potrzebni, bo przychodzą do nas klienci, którzy oczekują pomocy. To nie jest przypadkowy klient, lecz taki, który nie może dostać obuwia dla dziecka ze względu na wadę, specyfikę stóp, różnicę w długości kończyn, czy zdeformowaną stopę. My wykonujemy takie obuwie, żeby pomóc tym rodzicom. Ta specjalizacja w obuwiu profilaktycznym trwa od 1963 roku. Charakterystyczny jest nasz bucik z zapiętkiem, z dzwoneczkiem, który jest znany w Trójmieście. Jak się kogoś spyta o buty z dzwoneczkiem, od razu wiedzą, że to z Sopotu.
A jak wygląda praca nad takimi butami profilaktycznymi?
Przede wszystkim nie jest to wykonywane przez pośredników. Biorąc miarę, od razu widzę stopę dziecka i wiem, co trzeba zrobić, żeby pomóc. To jest bardzo ważne, bo sam opis wady nic nie daje. Często dostaję zlecenia od lekarzy, gdzie opisane jest ogólnikowo, co jest potrzebne. Na przykład skrót, gdzie trzeba dołożyć 3-4 cm, a czasami nawet 7 cm do bucika, bo jedna nóżka jest krótsza. Widząc dziecko i jego wadę, jak stawia nogę, łatwiej jest wykonać buty, które tę wadę korygują.
Rozumiem. Czy większość sprzedawanych butów to są właśnie buty robione na zamówienie?
Nie, mamy oczywiście buciki na składzie dla dzieci o zdrowych nogach, które mogą nosić je profilaktycznie, żeby nie powstawały wady. Najważniejszy okres to między trzecim a szóstym rokiem życia dziecka, kiedy przechodzi dużą transformację narządów ruchu. Kończyny z niemowlęcego „pałączka” przechodzą w „X-a” i z tego „X-a” powinny wyrosnąć do szóstego roku życia. Błędem jest chodzenie non-stop po twardych powierzchniach. Ludzka stopa jest przystosowana do chodzenia po nierównościach, ale chodzenie po płaskiej powierzchni utrwala koślawość pięty, którą później trzeba korygować wkładkami ortopedycznymi. Można temu zapobiegać, nosząc wysokie, sztywne obuwie właśnie w tym wieku. Natomiast na płaskich powierzchniach wskazane jest noszenie butów o wysokim, sztywnym zapiętku, trzymającym piętę i kostkę w osi nogi.
Gdyby miał Pan opowiedzieć o tym, jak zakład zmieniał się na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci, o czym warto byłoby wspomnieć? Co z kolei pozostało niezmienne?
Niezmienna jest miłość do zawodu. Po wojnie, jak rodzice sprowadzili się do Sopotu z Nasielska, zamieszkali w mieszkaniu, gdzie jeden pokój był wykorzystywany przez niemiecką rodzinę na zakład szewski. W tym mieszkaniu w 1945 roku ojciec rozpoczął działalność. Wtedy produkował obuwie damskie, męskie i dziecięce, ale od 1963 roku zajął się tylko dziecięcym, z nastawieniem na profilaktykę. Stworzył ten pierwszy model bucika ze sztywnym zapiętkiem, utrzymującym piętę i kostkę w osi nogi.
Były trudności z materiałami, klejem, skórą, ale dzięki życzliwości ludzi przetrwaliśmy. Były też kłopoty z zatrudnieniem. Konkurencja była duża – na naszej ulicy było kilkanaście zakładów, a do dzisiaj w Sopocie utrzymały się cztery, z czego każdy robi co innego. Sam zakład się rozwijał: z małego pokoiku z produkcją przenieśliśmy się na zaplecze, w 1994 roku do Oliwy, a w 2005 roku do Przodkowa. Wszystko po to, by móc zaspokajać potrzeby klientów, rozwijać się i produkować kilka modeli.
Staramy się używać najlepszych surowców. Najczęściej są to skóry włoskie, bo Włosi mają tradycje w garbowaniu i dobre chemikalia. Gumę na spody sprowadzamy z Polski. Nie korzystamy z wyrobów chińskich, jak niektórzy konkurenci, bo to często wyroby lichej jakości, które potrafią się rozsypywać. Używamy tradycyjnej, lekkiej i elastycznej gumy, która nie brudzi.
A skąd wziął się pomysł na ten słynny dzwoneczek?
To jest też historia. W 1962 roku mój ojciec wyjechał do rodziny do Stanów i w jednym z magazynów z dodatkami szewskimi spotkał te dzwoneczki. Przywiózł walizki dzwoneczków do Polski, zamiast prezentów dla dzieci. Do dzisiaj te dzwoneczki są u nas tradycją – zakładamy je, jeśli klient sobie życzy. Jest to bardzo pomocne dla rodzica, bo wie, w którym miejscu dziecko się znajduje. Pomaga, gdy dziecko bawi się w kuchni, żeby na nie nie wpaść. Na ulicy, jak dziecko gdzieś biegnie, to zwraca uwagę i łatwiej je odnaleźć. To jest gadżet, który nie dokucza, nie jest hałaśliwy, a zwraca na siebie uwagę.
A te wyróżnienia, dyplomy, które znajdują się na ścianach? Co tam możemy zobaczyć?
Na samej górze jest dyplom mojego ojca z 1932 roku. W Nasielsku zdał egzamin mistrzowski. Poniżej są dyplomy mój i syna. Mamy wyróżnienia Gryfa Gospodarczego i nominacje do tych Gryfów. Mamy również gratulacje od prezydentów Sopotu: Kozłowskiego, Karnowskiego i obecnej pani prezydent. Otrzymaliśmy gratulacje z cechu i Izby Rzemieślniczej. Organizacje w Trójmieście doceniają naszą pracę i wiedzą, że jesteśmy potrzebni.
Pamięta Pan swoje pierwsze kroki w zawodzie?
Uczyłem się tego zawodu od urodzenia, bo urodziłem się w tym zakładzie i podejrzewam, że tu umrę. Przyglądając się pracy rodziców, nie chciałem być szewcem.
W takim razie kim chciał Pan być?
Jestem elektrykiem z wykształcenia. Niemniej po latach pracy w wyuczonym zawodzie doszedłem do wniosku, że lepiej być dobrym szewcem, niż byle jakim elektrykiem. Dobrych szewców jest bardzo mało. Przyszedłem do zakładu ojca, który zdradził mi wszystkie tajniki, które do dzisiaj wykorzystuję w pracy. W zawodzie pracuję praktycznie od niedawna, można powiedzieć, że od 15 lat, biorąc udział w wykonywaniu obuwia, natomiast w przygotowywaniu materiałów i wzorów – właściwie od urodzenia.
A jak postrzega Pan przyszłość zakładu?
Syn mi pomaga w zakładzie. Wspiera mnie w tym, co robimy. Na razie przygotowuje mi wiele elementów do produkcji, a ja wykonuję pozostałą część bucika. Myślę, że jeśli będą sprzyjające warunki, to będzie dalej go prowadził, bo też się w to wciągnął. Mamy nadzieję przetrzymać obecny okres, chociaż nie mamy obecnie dużego zakładu produkcyjnego i jesteśmy tylko na małej powierzchni w sklepie. Ale myślę, że z czasem to się zmieni.
Co Pan czuje na myśl o tym, że to już 80 lat funkcjonowania sklepu w Sopocie?
Czuję dumę i satysfakcję, że mogliśmy kontynuować to, co rodzice zaczęli. I że to w dalszym ciągu jest potrzebne. Gdyby to był przeciętny zakład, klient by tak nie wracał i byśmy tyle lat nie przetrzymali. Jesteśmy potrzebni tym klientom i daje to satysfakcję. Człowiek przychodzi do pracy z zadowoleniem, bo wie, że może coś zrobić dla innego. Dobry rzemieślnik służy swoim klientom wiedzą i umiejętnościami, przekazując to w wyrobie, dostosowując go do potrzeb i marzeń klienta, czy to w kolorach, czy to w fasonie, czy w dopasowaniu do stopy. Naszą ideą jest, by klient wyszedł ze sklepu zadowolony.
Czy jest coś, co chciałby Pan powiedzieć, przekazać mieszkańcom Sopotu w związku z jubileuszem?
Mieszkańcom Sopotu chciałbym podziękować za to, że tak życzliwie nas przyjęli w 1945 roku. Że pozwolili nam się rozwijać, że nas wspomagali tym, że przychodzili przez tyle lat i przychodzą w dalszym ciągu. Przychodzą do nas klienci, którzy mieszkali w Sopocie, wyjechali, ale wracają, oni, ich dzieci, a nawet wnukowie. Tak że dzięki klientom, którzy nas utrzymywali przez tyle lat, istniejemy.
Dziękuję za rozmowę.
_______
Praca szewca od dawna jest postrzegana jako zawód na wymarciu, a konkurencja masowej produkcji z Chin dodatkowo utrudnia funkcjonowanie małych, rzemieślniczych zakładów. Mimo to, pan Bogdan Tomasiński nie traci optymizmu, wiarę w przyszłość zakładu wspiera fakt, że do rodzinnego rzemiosła wciągnął się już syn. To on, jako szóste pokolenie szewców Tomasińskich, ma szansę kontynuować tę niezwykłą, sopocką tradycję. Pracownia Obuwia Dziecięcego Tombut udowadnia, że jakość, dbałość o detale oraz specjalizacja w profilaktyce zdrowych stóp są wartościami, które wciąż przyciągają klientów. W dobie masowego rynku, Tombut pozostaje ostoją rzemiosła, dostosowując się do indywidualnych potrzeb, a jednocześnie pielęgnując swój unikatowy symbol – bucik „z dzwoneczkiem”. Życzymy rodzinie Tomasińskich kolejnych dekad satysfakcji i powodzenia w kontynuowaniu tej pięknej tradycji.
[ZT]35254[/ZT]
0 0
Rozpoznalem na zdjeciu moje buty noszone przeze mnie 60 lat temu. Ta firma to prawdziwy rarytas. Kto jeszcze robi teraz takie fajne i wygodne buty ? Oby znalezli nastepcow !... Bo plastikowe adidaski na dziecinnych nozkach produkuja nam rzesze platfusow ...