Pan Witek – człowiek z Atlantydy, legenda Monciaka, znów gra w Sopocie! Po dłuższej nieobecności Witold Szymański, bo tak naprawdę się nazywa, ponownie pojawił się na ulicy Bohaterów Monte Cassino, wzbudzając uśmiechy i nostalgię wśród mieszkańców i turystów. Choć ma już 81 lat, energii i pasji do muzyki mógłby mu pozazdrościć niejeden młody artysta. Jego kowbojski strój, charakterystyczna gitara i osobliwe wykonania znanych ballad oraz pieśni ludowych znów przyciągają tłumy – zupełnie jak przed laty.
Witold Szymański pochodzi ze wsi Prace Małe pod Tarczynem. Jego ojciec był pieśniarzem ludowym, co zapewne miało wpływ na muzyczną drogę Pana Witka. W latach 60. i 70. grał w zespole „Wieśniacy z Prac Małych”, a swoją drogę artysty ulicznego rozpoczął w latach 90., kiedy to – po utracie gospodarstwa ogrodniczego – wyjechał do Trójmiasta. To właśnie wtedy, dzięki charakterystycznemu stylowi i niezwykłej charyzmie, zdobył popularność w Sopocie, gdzie do dziś pozostaje ikoną miejskiego krajobrazu. Jego kaseta Gość z Atlantydy i płyta Hultaj przeszły już do historii polskiej alternatywy, a udział w programie Lalamido w latach 90. sprawił, że jego nazwisko stało się rozpoznawalne w całej Polsce.
Nie sposób pominąć również jego licznych występów na festiwalach takich jak Jarocin, Przystanek Woodstock czy Finały WOŚP – Pan Witek zawsze był tam, gdzie muzyka spotykała się z ideą. Jego powrót do Sopotu spotkał się z ogromnym entuzjazmem fanów. W komentarzach na Facebooku można przeczytać:
"To jest niemożliwe, 35 lat temu wyglądał dokładnie tak samo".
„Witek powinien być honorowym obywatelem miasta Sopot. Przecież to ponad 35 lat jest tam obecny (choć może i dłużej). Żaden artysta nie występował częściej w Sopocie”.
„Ja go pamiętam, od dawna. Jeździłam do Sopotu z dziećmi przez 15 lat, to były lata 90. Witek był, tak śpiewać może tylko on. Było bardzo wesoło, zawsze tłumna widownia”.
„Cieszę się widząc go w dobrym zdrowiu”.
[WIDEO]820[/WIDEO]
Trudno się dziwić tak ciepłym słowom. Pan Witek to więcej niż artysta – to żywa historia sopockiej ulicy, swoisty symbol wolności, pasji i wytrwałości. Choć los nie zawsze go oszczędzał, a niektóre jego poglądy budziły kontrowersje, jego muzyczna droga to fenomen kulturowy, który trudno zignorować. Jeśli jeszcze go nie spotkaliście, koniecznie wybierzcie się na Monciak. Może znów zagra swoją wersję „Czerwonych maków” albo zaimprowizuje coś zupełnie nowego. Pan Witek z Atlantydy wrócił – i oby został z nami jak najdłużej.
Czy mieliście okazję zobaczyć Pana Witka podczas jego ostatniego występu?
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz