Zamknij

Czy widziałeś już kłódkę krasnali w Sopocie? Tajemnice potoku Elizy czekają na odkrycie [FOTO]

15:59, 06.11.2024 .
Skomentuj esopot.pl esopot.pl
reo

Sopot kryje wiele ciekawych historii i miejsc, które niezmiennie fascynują zarówno mieszkańców, jak i turystów. Jednym z takich miejsc jest potok Elizy, ukryty w samym sercu miasta, a mimo to często mijany bez większej uwagi. A szkoda, bo jego historia jest pełna niezwykłych wydarzeń, inspirujących postaci i… legend o sopockich krasnoludkach, czyli Sopotludkach. Zapraszamy na spacer po tajemnicach potoku Elizy.

Romantyczna historia potoku

Przez wiele lat potok znany był mieszkańcom jako potok Haffnera, nazwany tak na cześć Jana Jerzego Haffnera, lekarza i jednego z założycieli kąpieliska w Sopocie. Jednak korzenie tej historii sięgają o wiele głębiej. W XIX wieku ziemie wokół potoku należały do Józefa Meyerholda, który przekształcił ten teren w park dostępny dla wszystkich kuracjuszy. W skład posiadłości wchodził także ogród i lasek oraz tereny dawnego Dworu Szwedzkiego, gdzie w XVIII wieku gościły takie historyczne postaci, jak król August II Sas i Stanisław Leszczyński.

Następnie majątek przeszedł w ręce żony Józefa Meyerholda, Elizy, od której potok wziął swoją współczesną nazwę. To właśnie ona z ogromnym zamiłowaniem rozbudowała park, tworząc urokliwe kaskady wodne i obudowując potok kamieniami, by stał się miejscem magicznym i pełnym romantyzmu.

Po śmierci Elizy Meyerhold malowniczy park przy Potoku Elizy czekały burzliwe losy. Mimo że Eliza zapisała w testamencie, że teren parku i wąwozu powinien pozostać ogólnodostępny, niestety, jej ostatnia wola została zignorowana. W 1896 roku władze Sopotu sprzedały ten wyjątkowy teren prywatnemu inwestorowi – Edwardowi von Herbstowi, przedsiębiorcy i zamożnemu właścicielowi pobliskiej rezydencji.

Herbst dostrzegł piękno wąwozu i potencjał tego miejsca, jednak jego wizja różniła się od pierwotnych intencji Elizy. Chcąc nadać swojemu majątkowi jeszcze bardziej ekskluzywny charakter, włączył park z wąwozem do swojej posiadłości i ozdobił go dodatkowymi elementami – nowymi roślinami i rzeźbami. Tym samym miejsce to stało się dostępne jedynie dla wybranych gości rezydencji, co uczyniło je jeszcze bardziej elitarnym.

Wśród licznych znakomitych gości odwiedzających wąwóz potoku Elizy w tym okresie znalazł się m.in. polski malarz Wojciech Kossak. Zamknięcie parku dla ogółu społeczeństwa sprawiło jednak, że dostęp do uroków potoku stał się przywilejem, zarezerwowanym wyłącznie dla gości von Herbsta​.

W czasie II wojny światowej posiadłość przejął generał Ernst Keitel, który wykorzystywał ją jedynie dla własnych potrzeb oraz SS, zamykając ją całkowicie przed innymi. Dopiero po zakończeniu wojny teren ten trafił z powrotem do Sopotu, ale park i wąwóz uległy znacznej degradacji, tracąc wiele ze swojego dawnego uroku i detali architektonicznych.

Potok Elizy dzisiaj – przyrodnicze i historyczne piękno

Potok Elizy to nie tylko fascynująca historia, ale także unikalna przyroda. Potok płynie wąwozem, a jego otoczenie to dziś idealne miejsce na spacer. Znajduje się między ulicą Tadeusza Kościuszki a ulicą Jana Sobieskiego – niemal w samym centrum Sopotu, co czyni go dostępnym dla każdego. Wieczorem wąwóz jest pięknie oświetlony, co tworzy niezwykłą atmosferę i zachęca do romantycznych spacerów.

Podczas rewitalizacji w 2011 roku wokół potoku powstały nowe alejki, ławki i barierki. Projekt przywrócił potokowi dawną funkcję wypoczynkową, eksponując jego naturalne piękno i historyczny charakter. Wieczorne spacery wzdłuż Potoku Elizy stają się wyjątkowym przeżyciem – a może nawet przy odrobinie szczęścia uda się spotkać... legendarne Sopotludki poszukujące klucza do swojego podziemnego miasteczka?

Sopotludki i podziemne miasteczko

Spacerując wzdłuż potoku, nie można oprzeć się wrażeniu, że ten zakątek Sopotu kryje coś więcej. Według lokalnych opowieści to tutaj swoje miasteczko założyły małe, krasnoludki – Sopotludki. Zgodnie z legendą zamieszkują one lasy otaczające Sopot i podobno wciąż poszukują zagubionego klucza do swoich jaskiń.

BAJKA O SOPOTLUDKACH

 

Przed widoma wiekami. w czasach, kiedy żyły dinozaury i inne potężne drapieżniki. gdy rosły jeszcze drzewa sięgające chmur, na jednym z potężnych dębów rosnących blisko plaży mieszkała rodzina krasnali, zwana Sopotludkami.

Miejsce było dobrze usytuowane z widokiem na morze i sopockie wzgórza. W dodatku na tym samym drzewie miała swoje gniazdo rodzina gołębi, co było bardzo wygodne, gdyż najstarszy z rodu, poczciwy dziadek Krasnaliński, mógł od czasu do czasu wynajmować te ptaki do przelotów nad zatoką.

Któregoś dnia, wczesnym rankiem, kiedy rodzina Sopotludków jeszcze smacznie spała dziadek Kranaliński, uwielbiający wczesno-poranne spacery, pofrunął na gołąbku daleko w głąb zatoki - aż nad Hel. Mimo zaawansowanego wieku miał bardzo dobry wzrok, prawie tak dobry jak wzrok ptaka. Z przerażeniem zauważył wielką, czarną burzową chmurę gnaną huraganem w kierunku Sopotu.

Dziadek natychmiast zawrócił i okrzykiem – alarm, alarm – zbudził sopotludkową rodzinę, która – doświadczana wcześniej podobnymi burzami – wydrążyła na wzgórzach Sopotu bezpieczne, głębokie jaskinie, połączone długimi i krętymi korytarzami. W ten sposób powstało podziemne miasteczko, zwane w świecie baśni Sopotkowem, gdzie rodzina Sopotludków znajdowała w razie niebezpieczeństwa schronienie.

Tym razem ucieczka się nie udała – krasnal Kłódkiewicz, odpowiedzialny za przechowywanie klucza do jaskiń, w czasie ucieczki po prostu gdzieś ten klucz zgubił.

Od tego wydarzenia Sopotludki zamieszkują pobliskie lasy.

Późną nocą, kiedy mieszkańcy Sopotu już głęboko śpią, na ulicach miasta można spotkać Sopotludków krążących w poszukiwaniu zagubionego klucza od kłódki zamykającej wejście do jaskiń Sopotkowa.

Mogę Wam zdradzić, że idąc wzdłuż potoku Elizy, płynącego w pobliżu Urzędu Miasta, znajdziecie kłódkę wmurowaną w mur ścieżki. Dzieci znające to miejsce próbują różnymi kluczykami otworzyć tę kłódkę – jak do tej pory daremnie.

Może komuś z Was się to uda, za co Sopotludkowie będą bardzo wdzięczni, gdyż wreszcie będą mogli wrócić do swoich jaskiń.

Tę historię opowiedział mi mój dziadek. Jest ona tak stara, jak jego zegar, którego cień od wahadła przetarł ścianę. Dziadek obiecał, że następna bajka będzie o tym, jak Sopotludkowie budowali most przez Bałtyk do Szwecji. Jednak drzewa starczyło im tylko na 500 metrów i ten odcinek mostu nazwano sopockim molo.

(.)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(1)

YokoYoko

0 0

Co za kołki to minusuja ? 21:58, 06.11.2024

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo
0%