Zamknij

Zupa na Monciaku po raz kolejny dotarła do Ukrainy. Transport trafił w ręce żołnierzy

09:31, 24.07.2022 .
Skomentuj Fot. Zupa na Monciaku Fot. Zupa na Monciaku
reo

Zupa na Monciaku po raz kolejny okazała wielkie serce. Sopocka organizacja prowadzi zbiórki, dzięki którym możemy zapewnić niezbędne produkty walczącym w Ukrainie. 8 lipca wyjechała do naszych wschodnich sąsiadów, by dostarczyć transport w ręce żołnierzy. Sprawdźcie, jak przebiegła ich podróż. 

Zupa na Monciaku podzieliła się obszerną relacją z wyjazdu na swoim profilu facebookowym. Jak tłumaczą organizatorzy, przygotowania trwały tydzień. 

– Poszukiwania latarek, sprayów na komary, powerbanków, okularów, zasypek do stóp, sprayów do dezynfekcji butów, leków bez recepty. Majtek, skarpetek, maszynek do golenia. Mokrych chusteczek. Panamek, plecaków, saperek, bokserek. Po kilka i po kilkaset – czytamy w poście. – Panie z Soroptimist International Oddział Gdańsk kupiły nam ogromną ilość majtek, skarpetek, maszynek do golenia. Dołożyły pięćdziesiąt tubek kremu z filtrem, na upały. To wszystko dla brygad piechoty morskiej, które walczą w południowej Ukrainie, pod okupowanym Chersoniem. Panie Soroptymistki, to był piękny i bardzo znaczący gest solidarności, choćby majtki i skarpetki brzmiały najbanalniej. Dziękujemy.

W trakcie zakupów pojawiały się coraz to nowe potrzeby. Organizatorzy zbiórki mieli nie lada wyzwanie, aby wszystko dopiąć na ostatni guzik przed wyjazdem. 

Chłopakom z Mikołajowa potrzeba dwóch tabletów do sterowania dronem. Z komórek ciężko. I sześciu łóżek polowych. Kiedy w Castoramie sprawdzamy, czy łóżka plażowe plus materac się nadadzą, przychodzi kolejna wiadomość. Ivan dostał w nogę. Dziura w nodze zaszyta, ale czy możemy dowieźć opatrunków, maści, sterylnych rękawiczek? Możemy. Sylwia, pielęgniarka z Zupy czeka na nas z kawą o 7 rano. I z torbą opatrunkowych różności dla Ivana. Ogląda zdjęcia rany na ekranie telefonu i mówi, że ładnie wygląda. Bo ja wiem? W sensie nie jest źle, mówi Sylwia. Torbę dla Ivana wrzucamy do auta. Zawieziemy.

Inicjatywę wspiera między innymi sopocki nauczyciel Paweł Lęcki, który udostępnia zbiórki w mediach społecznościowych. Dzięki mobilizacji wpłacających udało się zebrać dużą sumę pieniędzy. 

W międzyczasie Mikołaj naprawia samochody, Zupy i swój, Pan Paweł Lęcki przypomina, że wojna w Ukrainie trwa na całego, a Państwo, mimo że właśnie wpłacili 45 tysięcy na potrzebne zakupy dla żołnierzy, wpłacają kolejne 20 na części samochodowe, naprawy i na paliwo dla nas. My już w Selgrosie. Konserwy, Snickersy i tak, rozpusta, energetyki i cola. Mamy wszystko? Na pewno nie. Ale nie ma więcej czasu. Pakujemy się. Przyjeżdża pomóc Ola, Ira z ciastkami, mała Alissa. Kiedy kończymy, jest jak zwykle ciemno. W sobotę rano ruszamy. Czternasty, piętnasty raz? Nie pamiętam. Towar drogi, więc kilkadziesiąt tysięcy wypełnia jedno auto. Drugie auto, które do Szegini zaprowadzi Olek załaduje nam w Łodzi Zupa na Pietrynie i Centrum Pomocy Rodzinie w Łodzi. Zawsze dobrze, gdy udaje się robić coś razem.

Ekipa Zupy na Monciaku przekroczyła granicę w Medyce. Jak przyznali, tym razem wszystko obyło się bez problemów. 

Na pokładzie tona pomocy. I dwoje w szoferce. Jeden z Chersonia i jedna z Zupy. Połowa tej drużyny nie była w Ukrainie nigdy dalej niż kilometr od granicy, więc przez kolejny tysiąc kilometrów non-stop pyta. Ten z Chersonia znosi to dzielnie. Odpowiada. Opowiada. O wojnie i o chersońskich arbuzach. Dokarmia tą z Zupy prażonym solonym słonecznikiem. To dla nas jak narkotyk, wszyscy tu to jedzą, cały czas, mówi – możemy przeczytać. – Za oknami setki tysięcy, miliony, miliardy słoneczników. Coraz częstsze block posty świadczą o tym, że coraz bliżej do tych, do których pomoc od Zupy jedzie. Wojskowi, policjanci pojawiający się co rusz w oknie szoferki mili, bez wyjątku. Częstujemy napojami z lodówki turystycznej. Klimy w aucie nie mamy, ale mamy lodówkę z Biedry. W upały zawsze to coś. No i mamy czym się dzielić. Snickersy to już legenda.

Mijali kolejne miasta i spotykali kolejne osoby. Na początku drogi na ich drodze pojawiły się żołnierki z Pierwomajska.  

No transport dla chłopców tym razem, ale dziewczyny są na trasie, potrzebują, nie bądźmy tacy aptekarsko dokładni. Kiedy zajeżdżamy busem na podwórko jednostki, wychodzą na zewnątrz chyba wszystkie. Trochę lepszej żywności, krem z filtrem przeciwsłonecznym, proszek do prania, słodycze. Trochę wstyd mi za świat, który pozwala na tę wojnę i każe cieszyć się młodym Ukrainkom z tego, że ktoś z Polski przywiózł do ich jednostki proszek do prania i że będą mogły uprać swoje mundury. Kiedy dziękują, czuję zażenowanie.

W kolejnych dniach bus jeździł od rana do wieczora, rozwożąc transport do żołnierzy. 

Biorę niemy udział w rozmowach, w których nie rozumiem większości słów, ale ładunek emocjonalny nie potrzebuje języka. Mikołaj dba też o to, żeby mi wszystko tłumaczyć. I nie tylko o to. Jest doskonałym przewodnikiem i czujnym obserwatorem. Chyba nie da się w poście na FB zawrzeć słów, które opisałyby tych kilka dni w Ukrainie. To, co naprawdę ważne, to to, że to, co przywieźliśmy żołnierzom, to jest pomoc mała, w skali całej wojny pewnie tak mała, że niezauważalna, ale w skali tych wojskowych, do których dociera, a oni tak dziękują, że to dla nich, że nam się chciało i że mogą sami wybrać, czego im trzeba, to jest pomoc chyba troszkę znacząca, co jest Państwa, którzy nam na nią dali pieniądze, zasługą.

Niezwykłe jest obserwować, jak chłopaki bardzo myślą o swoich kolegach, jak poszukujemy na ich prośbę w kartonie leku na zgagę dla Saszy i opatrunków dla Wańki. Wszystko dzieje się bardzo szybko. Trzeba powiedzieć, na co jest Manti, a na co Valerin Max, oddać temu plecak, tamtym nakolanniki, odliczyć odpowiednią ilość czapek, alantan, majtki, spray na komary i jechać dalej. Kolejni czekają, a miejsca naszego pobytu nie są w tym czasie gościnne. Robimy swoje. Trochę strachu w pakiecie. Ale my odjeżdżamy, a oni tam zostają. Ktoś musi. Walczą nie tylko za siebie. Walczą za nas wszystkich.

Zupa na Monciaku to jedna z tych organizacji, które pojawiają się wszędzie tam, gdzie nastąpiła potrzeba szybkiego działania. W dobie rosyjskiej agresji na Ukrainę słynny granatowy bus regularnie wspiera naszych sąsiadów. To już kolejny raz, kiedy zorganizowali transport darów. – W Polsce wakacje. Jemy gofry i oglądamy wojnę w telewizji, w internecie. Jedzmy te gofry, póki możemy, ale nie zapominajmy o pomocy tym, którzy walczą w tym czasie również o to, żebyśmy je dalej jedli – podsumowali przedstawiciele Zupy na Monciaku. 

(.)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%