- Skąd ten fetor? [...] Fuj, nigdy nie wejdę do morza - czytamy w komentarzach internautów. Opinie dotyczą obecnych na trójmiejskich plażach glonów. Choć temat poruszany jest przez media regularnie w sezonie letnim, narzekanie i próby znalezienia rozwiązania problemu nie ustają. Czy glony znikną kiedyś bezpowrotnie z Sopotu?
O problemie glonów, które zauważyć (i poczuć) można między innymi przy sopockim molo, codziennie przypominają mieszkańcy i turyści. Kwestia poruszana jest w mediach społecznościowych. Wielu internautów na własną rękę stara się znaleźć przyczynę problemu. Spacerowicze przypominają, że problem nie dotyczy jedynie Sopotu, a także Gdyni i Gdańska.
Jest bardzo gorąco i to dlatego - napisała jedna z internautek.
To wynika z tego, że glony nie są wywożone z plaży, tylko z powrotem spychane do morza. Kiedyś glony wywożone były do parku północnego tam gdzie teraz jest ekoparking - czytamy w kolejnej, nie w pełni wiarygodnej opinii.
Niestety u nas nikt o to nie dba, dlatego my jeździmy nad jezioro tam woda jest czyściutka - dodaje kolejna internautka.
Nie brakuje również, w pełni słusznych opinii - temat został wyczerpany dwa, trzy, cztery i pięć lat temu. Zajmują się nim zarówno mieszkańcy, jak i samorządowcy i naukowcy. Niestety, głos ostatniej grupy jest najsłabiej słyszalny. W lipcu 2021 roku kwestię glonów w polskim morzu wyjaśnił dr hab. prof. UG Waldemar Surosz. Naukowiec kierownikiem Zakładu Biologii i Ekologii Morza, dziekanem Wydziału Oceanografii i Geografii Uniwersytetu Gdańskiego.
Jednym z największych problemów jest eutrofizacja, która polega na wzbogacaniu wód w substancje odżywcze. Wszystko zaczyna się od zrzucania do morza dużych ilości tych substancji na przykład poprzez wypłukiwanie ich z pól uprawnych, które są nawożone związkami azotu i fosforu. W wodach wzbogaconych tymi substancjami tworzą się idealne warunki do rozwoju drobnych organizmów roślinnych – fitoplanktonu. Konsekwencją eutrofizacji w Zatoce Gdańskiej są na przykład zakwity sinic, w tym roku szczególnie intensywne. Każdy organizm żyjący w naturalnym ekosystemie jest pożywieniem dla innego organizmu w łańcuchu pokarmowym. Duża biomasa wyprodukowana w morzu zostaje tylko w części skonsumowana przez kolejne ogniwa tego łańcucha, reszta opada na dno i ulega rozkładowi - wyjaśniał w rozmowie z dr Beatą Czechowską-Derkacz.
Dr hab. prof. UG Waldemar Surosz zajął się tematem kompleksowo. Zwrócił uwagę na kwestie, o których większość osób na co dzień zapomina.
Gdy rozkładowi ulega duża biomasa, może dojść do zaników tlenu na dnie zbiornika. Jednak proces rozkładu nie zostaje zahamowany, zaczyna się wtedy rozkład beztlenowy. Efektem tego ostatniego procesu jest wydzielanie szkodliwych gazów, takich jak na przykład siarkowodór, który jest na tyle niebezpieczny, że w miejscach, gdzie występuje, tworzą się tak zwane „pustynie azoiczne” czyli miejsca, gdzie nie mogą żyć żadne organizmy. To jest efekt nadmiernej żyzności zbiornika. A przecież w mentalności człowieka pokutuje przekonanie, że im pole żyźniejsze, tym plony obfitsze i większe korzyści można z takiej uprawy osiągnąć. Natura tak nie funkcjonuje, należy więc pracować nad zmianą takiego, wydaje się krótkowzrocznego, myślenia - wyjaśnił czytelnikom dr hab. prof. UG Waldemar Surosz.
Dziekan Wydziału Oceanografii i Geografii UG zwrócił także uwagę, że z eutrofizacją możemy mieć problem również bez udziału człowieka.
Bez względu na to, czy te substancje pochodzą z natury, czy ze sztucznych związków, gdy mamy do czynienia z ich nadmiarem, eutrofizacja i tak będzie miała miejsce - podsumował dr hab. prof. UG Waldemar Surosz.
Kwestię eutrofizacji poruszają także aktywiści WWF Polska. Ich perspektywę przedstawialiśmy czytelnikom w ostatnich dniach czerwca.
[ZT]13610[/ZT]
Tematyka glonów popularna jest również wśród innych portali lokalnych i regionalnych. W ostatnich dniach została poruszona na łamach Trojmiasto.pl. Redakcja przywołała opinie czytelników, którzy narzekali na fetor i zalegające w morzu glony. Przywołali także komentarz sopockiego magistratu.
- Ilość dziennie zbieranych glonów w sezonie to nawet 30-40 ton. Sprzątane są głównie glony, które morze wyrzuca na plaże. Wyzwaniem pozostają te, któree pływają w wodzie: nie ma możliwości wjazdu do wody ani narzędzi, które pozwoliłyby wyłowić pływające glony, zwłaszcza gdy ich konsystencja jest rzadka - tłumaczy Izabela Heidrich, rzeczniczka Urzędu Miasta w Sopocie.
W Sopocie glony sprzątane są mechanicznie, przez ciągnik z broną z sitem – codziennie od godziny 6.00 do 9.00. Po tej godzinie sprzęt nie może wjeżdżać na plażę, dlatego następnwybieranie glonów następuje od rana kolejnego dnia. Sopocki MOSiR zbiera glony z plaż miejskich przy wejściach 7 do 9, 11 do 13, 17 do 19, a także od hotelu Sheraton do molo, od molo do wejścia 24, od 25 do 31/32 oraz od 35 do 45. Natomiast o sprzątanie plaż dzierżawionych dbają dzierżawcy. Ilość dziennie zbieranych glonów w sezonie to nawet 30-40 ton dziennie. Roczny koszt sprzątania plaż miejskich to 635 700 zł netto, przypominają sopoccy urzędnicy.
Nie brakuje także osób, którym problem glonów nie przeszkadza.
Kilka lat temu właśnie w takich glonach znalazłem dryfującą stówę. Wysuszyłem, było na dancing - podsumował z przymrużeniem oka trudny trójmiejski problem pan Jerzy.
Anonim17:15, 10.07.2022
jak się nie podoba to proszę nie przyjeżdżać, dla mnie to jest zapach morza ale dla warszawiaczka pewnie śmiedzi
0 0
Wit ja mieszkam 150metrow od morza i smród niesamowity