Zamknij

"Marzy mi się własny teatr w Sopocie" - wywiad z Piotrem Kosewskim

18:38, 05.01.2020 Anna Nagel Aktualizacja: 18:39, 05.01.2020
Skomentuj Fot. Paweł Lęcki Fot. Paweł Lęcki

Maj, 2019 rok. Na Pomorzu trwa kolejna edycja Europejskiej Nocy Muzeów. Piotr Kosewski z zespołem śpiewają „Ciemną dziś noc”. Dyrektor Muzeum II Wojny Światowej przerywa występ, nazywając piosenkę „bolszewicką”. Kilka miesięcy później Piotr leci na zaproszenie Moskiewskiego Teatru Muzycznego, by zaśpiewać ten sam utwór. – Wszystko jest po coś i nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – wspomina. Porozmawialiśmy m.in. o problemach artystów, zbiórce pieniędzy na jego płytę, a także o Sopocie.

Kim jest Piotr Kosewski? Bardziej reżyserem, aktorem, muzykiem czy może fryzjerem?

Obecnie głównie fryzjerem, z tego się tak naprawdę utrzymuję. Moją przygodę z fryzjerstwem zacząłem rok temu i wyszło to dosyć spontanicznie. Ja mam generalnie taką zasadę, że albo robię coś dobrze, albo nie robię wcale. Po roku widzę owoce mojej pracy, mam stałych klientów, którzy chcą być strzyżeni tylko przeze mnie. Nie jest to szczyt moich marzeń. Lubię to robić, ale moją prawdziwą pasją jest teatr. Cały czas dążę do tego, żeby otworzyć gdzieś swoje miejsce. Królowałyby tam komedie, ambitna piosenka aktorska i kabaret.

Jestem też muzykiem, ostatnio mam więcej koncertów niż spektakli. Wystąpiłem w Moskwie, teraz zbieram pieniądze na wydanie płyty. Ale kim jestem? Trudno powiedzieć. Chciałbym być głównie reżyserem i aktorem. Życie pisze jednak różne scenariusze, ja robiłem już naprawdę wiele. Przez kilka sezonów byłem kelnerem w klubie Atelier, gdzie głównie obsługiwałem swoją widownię. Dla niektórych było to dziwne i jakieś takie nieprzyjemne. Często klienci mieli problem z tym, że ich obsługuję. Ja się z tym oswoiłem, bo scena sceną, ale trzeba za coś żyć i płacić rachunki. Ponad rok temu mieszkałem w Anglii. Byłem tam kucharzem i robiłem pizzę.

Ja zawsze parafrazuję słowa Ireny Kwiatkowskiej z „Czterdziestolatka”: jestem mężczyzną pracującym i żadnej pracy się nie boję. Kiedyś powtarzałem, że ja za wszelką cenę muszę być na scenie. W tym momencie trochę odpuszczam, bo widzę, jak to może być frustrujące. Plan, który sobie wymarzymy, nie zawsze jest planem, który jesteśmy w stanie zrealizować. Widzę też, że jak człowiek odpuszcza, to wiele dróg się nagle otwiera.

Więc Twoim zdaniem trudno utrzymać się tylko ze sztuki?

Moim zdaniem, jeżeli ktoś ma ogromne szczęście, to się da. Ja tego szczęścia nie mam. Patrząc na moich znajomych z roku, wydaje mi się, że wielu z nas ma do wyboru różne opcje. Można śpiewać na weselach, ale ja sobie obiecałem, że nigdy tego nie będę robił. Po prostu. Wydaje mi się, że mam do tego prawo, ale też takie poczucie, że ja nie chcę tego robić. Nie chciałbym śpiewać disco polo przed pijanymi ludźmi dla pieniędzy. Wolę pracować jako fryzjer.

Jak wcześniej wspomniałeś, zrobiłeś zrzutkę na wydanie płyty. W krótkim czasie udało Ci się uzbierać prawie całą kwotę…

Tak, jestem w szoku, bo naprawdę się tego nie spodziewałem. Ja często daję koncerty, nierzadko są to koncerty charytatywne. Chciałbym mieć coś takiego, co ludzie mogą zabrać ze sobą do domu, bo zdarza się, że o to pytają.

A jak narodził się pomysł, żeby zrobić właśnie taką zrzutkę?

Zacznę od tego, że pieniądze na nagranie tej płyty dostałem od Konstantego Przybory, czyli syna Jeremiego Przybory, na festiwalu w Kutnie. On przyznaje tam taką specjalną nagrodę i przyznał ją mi. Nagrałem więc te 15 piosenek – 13 autorstwa Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego oraz dwa utwory innych autorów. Próbowałem je wydać przez jakieś wydawnictwo, ale koszty okazały się dużo większe, niż kiedy zrobię to sam. Z fryzjerstwa trudno jest odłożyć naraz 3500 złotych. To nie są jakieś wielkie pieniądze, ja sobie zdaję z tego sprawę. Jednak pomyślałem, że zrzutka może być dobrym pomysłem. Stwierdziłem, że niczego nie ryzykuję. Założyłem konto, udostępniłem zbiórkę na Facebooku i po dwóch dniach okazało się, że zebrałem połowę tej kwoty. Jeżeli uda mi się uzbierać większą sumę pieniędzy, to wydam większą liczbę płyt. 

Piotra można wesprzeć tutaj. 

„Piosenki na depresję” – dla kogo będzie ta płyta?

Część ludzi była oburzona ze względu na tytuł mojej płyty. „Piosenki na depresję? Może kolejne będą piosenki na raka?”. Bardzo mnie zabolał taki brak dystansu. My jesteśmy zbyt dosłowni i to chyba właśnie dlatego uciekam w Przyborę. Ta płyta jest częścią mojej terapii, bo popadłem w depresję i obecnie z niej wychodzę. Korzystam z terapii, biorę leki i staję na nogi. Wiem, jak depresja może zamknąć wiele dróg i podciąć skrzydła. Bardzo długo zajęło mi zgłoszenie się po pomoc.

„Piosenki na depresję” są moją terapią, ale też podchodzę do tego żartobliwie. W opisie możemy przeczytać, że są to piosenki dla wszystkich – ci, co mają depresję i ich posłuchają, to jeszcze się w niej pogłębią, a ci, którzy nie mają, to na pewno jej dostaną. Oczywiście jest to żart. W pewnym momencie zacząłem się zastanawiać, czy może rzeczywiście nie przekroczyłem jakiejś granicy. Skonsultowałem to z wieloma osobami i powiedzieli, że oni w życiu nie odebraliby tego jako coś złego. Tym bardziej myślę, że ja jako osoba chorująca na depresję, mam prawo zrobić coś takiego. Gdybym nie miał nic wspólnego z tą chorobą, to faktycznie, mogłoby to zostać dziwnie postrzegane. Są to piosenki teoretycznie smutne, ale jak to jest u Przybory, wszystko jest z humorem. Ta płyta będzie więc tylko terapią śmiechową.

Tutaj możemy płynnie przejść do kolejnego pytania. Tak jak powiedziałeś, nigdy nie poszedłbyś w disco polo. Nie śpiewasz typowych, komercyjnych utworów, a raczej takie, które wymagają interpretacji. Spotykasz się często z niezrozumieniem ze strony odbiorcy?

Ja myślę, że na moje koncerty przychodzą ludzie, którzy wiedzą, czego się mogą spodziewać i oni chcą tego słuchać. Mam to szczęście, że nie przychodzą tam panowie spod budki z piwem, ani nie śpiewam na festynach. Jako ciekawostkę powiem, że w wieku 17 lat nagrałem dla żartu piosenki disco polo z moim kuzynem po Akademii Muzycznej. Szczerze mówiąc, gdybym chciał, to mógłbym zrobić karierę w tej dziedzinie. Jednak musiałbym w domu pochować wszystkie lustra. Widzę, co teraz się dzieje, czym zajmuje się telewizja publiczna. Media publiczne powinny wyznaczać standardy, ukulturalniać społeczeństwo. Ostatnio, to co się tam działo, woła o pomstę do nieba i jest przerażające. Wychowujemy sobie głupie i niewrażliwe społeczeństwo, bo muzyka disco polo nie uczy wrażliwości w żaden sposób, nie jest w stanie.

Sprawa z muzeum pokazała też, że ludzie nie do końca rozumieją sztukę.

Zdecydowanie. To było dziwne, bo wiedziałem, jaka jest tam opcja polityczna i co się tam dzieje. Jednak podpisałem umowę na sześć utworów, które zostały zatwierdzone i pomyślałem sobie: co złego może się stać? Przecież my tylko wchodzimy, śpiewamy, chcemy, żeby ludzie miło spędzili ten wieczór, wychodzimy i to wszystko. Jednak sprawy potoczyły się inaczej. Teraz jak byłem w Moskwie i śpiewałem z aktorem rosyjskim, to sala była pełna, a atmosfera cudowna. Miałem poczucie, że ludzie naprawdę mogą coś razem zbudować. Tego nie da się porównać z żadnym innym uczuciem. Pierwszy raz byłem w Rosji i mimo tego, co teraz słyszy się w mediach, co mówi Putin, to ja pojechałem do zwykłych ludzi, śpiewać z nimi piosenkę, o tym, jak zła jest wojna…

Tę samą piosenkę, która nie spodobała się dyrektorowi Muzeum II Wojny Światowej.

Dokładnie. Ta piosenka nie jest bolszewicka. To oświadczenie muzeum jest moim zdaniem karygodne i kompromitujące dla historyka. Chciałbym nagrać i robić koncerty z piosenkami, takimi jak „Ciemna dziś noc”, które znane są zarówno w Rosji, jak i w Polsce. Często dopisywano do nich polski tekst lub odwrotnie. Wynajduję teraz takie utwory i chciałbym stworzyć płytę dwujęzyczną, gdzie razem śpiewamy te piosenki i mam nadzieję, że to się nam uda.

Z drugiej strony myślę sobie, że wszystko jest po coś i nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Cała ta sytuacja bardzo dotknęła cały zespół, nigdy wcześniej nie zostaliśmy tak potraktowani. Wracając do tego mojego śpiewania na weselach – moja przyjaciółka, która śpiewała „Ciemną dziś noc”, powiedziała, że właśnie dlatego nie występuje na takich uroczystościach. Żeby nie było sytuacji, że jakiś pijany wujek przerwie jej występ i powie, że mu się nie podoba. Stwierdziła, że w muzeum spotkała ją właśnie podobna sytuacja i dlatego była roztrzęsiona.

Jednak mówię, chciałem przekuć tę złą sytuację w coś dobrego i to się udało. Mieliśmy dwa wspaniałe koncerty w Moskwie, mam też zaproszenie do Jałty na festiwal, na którym też będę śpiewał tę piosenkę i mam nadzieję, że to jest początek nowej drogi.

A jak to się stało, że dostałeś zaproszenie do Moskwy i jak organizatorzy do Ciebie dotarli?

Napisano do mnie. Dostałem też informację od jakiegoś producenta z Rosji, że dyrektor teatru, który był ministrem kultury w Rosji, wypowiedział się publicznie na temat tej sytuacji. Powiedział, że u nich jest miejsce dla osób, które u siebie nie mogą śpiewać tej piosenki. Uczestniczyłem też w konferencji prasowej w Rosji i ludzie się pytali, czy nie boję się, że takie wydarzenie zagrozi mojej karierze. Trochę się roześmiałem, bo nie sądzę, żebym robił jakąś zawrotną karierę. Poza tym nie czuję, żebym robił coś złego, a wręcz przeciwnie. Uważam, że musimy pokazać, że my ze sobą rozmawiamy. Relacja z aktorami z Moskiewskiego Teatru Muzycznego była bardzo przyjacielska. Spotykaliśmy się po spektaklach i rozmawialiśmy o wielu rzeczach. Dziękowali mi, że przyjechałem, bo to też dla nich wiele znaczy, żeby pokazać, że my potrafimy ze sobą gadać. Polityka jest czymś poza naszym zasięgiem, jest ponad nami, chociaż nas dotyka. To, co my możemy zrobić to spotkać się na jednej scenie i powiedzieć jednym głosem, chociaż mówimy w różnych językach.

Chyba też to pokazałeś, nagrywając „Ciemną dziś noc” z Saszą Reznikowem.

Nagraliśmy tę piosenkę spontanicznie. Sasza jest aktorem w Teatrze Muzycznym w Gdyni, znamy się od lat i pomyślałem sobie, że może fajnie by było zaśpiewać to w dwóch językach, żeby pokazać tym naszym braciom Rosjanom, że naprawdę potrafimy rozmawiać. Ja wiem, że to może jest naiwne. W Rosji panuje taki stereotyp, że my nie lubimy Rosjan i jesteśmy rusofobami. Ja uważam, że tak nie jest.

A co jest takim najlepszym wspomnieniem z Rosji?

Chyba sam występ. Wzruszenie, które było widoczne też na widowni, to coś magicznego. Ciekawy był też sposób, w jaki zostałem zapowiedziany podczas drugiego występu, bo poprosili mnie o jeszcze jedną piosenkę. Zaśpiewałem „Już kąpiesz się nie dla mnie” Kabaretu Starszych Panów w języku polskim. Dyrektor zapowiedział mnie jako człowieka z Sopotu, w którym tworzyła Agnieszka Osiecka. To było dla mnie coś niesamowitego, że w Moskwie padają takie nazwiska, jak Przybora, Wasowski czy Osiecka. To miłe przez wzgląd na taki lokalny patriotyzm, że ktoś docenia, że jestem stąd.

Twoja praca została doceniona też w 2018 roku. Zostałeś nominowany do osobowości roku w kategorii kultura. Takie wyróżnienia motywują czy stawiają bardziej pod presją?

Ta osobowość roku jakoś mnie nie zachwyciła, bo to kwestia SMS-ów. Ja do takich plebiscytów podchodzę sceptycznie. Ważną nagrodą była na przykład Sopocka Muza, bo to docenienie mojej pracy w Teatrze na Plaży. Bardziej cenię nagrody, które zdobywam na festiwalach piosenki. Udało mi się zdobyć ich dosyć dużo, m.in. od samego mistrza, Wojciecha Młynarskiego. 

Mieszkasz od dawna w Sopocie. Dlaczego wybrałeś to miejsce?

Wszystko się tak jakoś potoczyło. Lubię to miasto. Mam nadzieję, że atmosfera będzie sprzyjająca, żebym tutaj został i mógł otworzyć własne miejsce. Mam też nadzieję, że Urząd Miasta w Sopocie będzie wspierać moje inicjatywy i razem znajdziemy przestrzeń, w której mógłby powstać taki teatr.

W 2015 roku mówiłeś, że być może kiedyś zdecydujesz się na własny teatr. Czyli teraz, prawie 5 lat później, wizja ta jest bliższa?

Tak, bardzo bym chciał to zrobić, ponieważ zostałem zmuszony zakończyć współpracę z Teatrem na Plaży. Nasz zespół się porozjeżdżał po Polsce i świecie. Marzę o takim miejscu, dzięki któremu mógłbym sprowadzić tych ludzi z powrotem.

Jakie są Twoje najbliższe plany?

Mam nadzieję, że w styczniu uda mi się wydać już „Piosenki na depresję”. Będę chciał dać kilka koncertów promujących tę płytę. Myślę, że uda się to zrobić między innymi w Teatrze BOTO.

Chcę stworzyć też taki własny recital, mówiący o płciowości, relacjach męsko-męskich i damsko-damskich. Monodram muzyczny, mówiący o różnych stanach, zarówno męskości, jak i kobiecości. Wplótłbym w to różne popularne piosenki, np. Violetty Villas, Kory czy nawet Beaty Kozidrak i Maryli Rodowicz.

Chciałbym popracować też nad tym projektem polsko-rosyjskim z aktorami z Moskiewskiego Teatru Muzycznego. Oni są chętni i powiedzieli, że zaczną uczyć się polskiego, żeby móc ze mną śpiewać [śmiech]. No i dalej będę szukał miejsca dla mojego teatru. Trzeba marzyć. Jak leciałem do Rosji, to pomyślałem sobie, że skoro rzeczy, które były totalnie poza zasięgiem naszych marzeń się spełniają, to czy nasze marzenia nie powinny spełniać się obowiązkowo? Ja uważam, że trzeba marzyć. Mam w sobie coraz więcej takiego optymizmu i to mnie cieszy. No musi być dobrze, no bo jakżeby inaczej? Trzeba mieć nadzieję.   

Pozostaje więc życzyć tylko spełnienia marzeń. Dziękuję za rozmowę.

(Anna Nagel)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%