Przez ponad dekadę Teatr BOTO dostarczał widzom wrażeń ze świata teatru i muzyki. Na kulturalnej mapie Trójmiasta zaznaczył swoją obecność wyraźnie, raz za razem zaskarbiając sympatię publiczności. W związku ze swoim jubileuszem Fundacja Teatru BOTO przygotowała cykl wydarzeń pod nazwą BOTO Fest ’11. Jest on artystycznym podsumowaniem 11-lecia twórczej działalności.
Z prezeską Fundacji Teatru Boto Sylwią Górą oraz Karoliną Tomaszewską, managerką fundacji, rozmawiał Przemysław Szczygieł.
______
Sylwia Góra: Byliśmy zamknięci przez pół roku. Nikt się nie spodziewał, że to będzie tak długo trwało.Dla wszystkich, którzy nas nie znają: Teatr BOTO znajduje się na placu Jasia Rybaka. Na dole mamy klubokawiarnię, a na górze scenę.
Byliśmy tak naprawdę zamknięci, jeżeli chodzi o scenę teatralną i muzyczną, i jeżeli chodzi o klubokawiarnię. Więc naprawdę nie mogliśmy działać w żadnej przestrzeni.
Jak się odnajdujemy? Zaczęliśmy działać w połowie maja. Jak państwo wiecie, pozwolono na otwarcie ogródków, więc wznowiliśmy wtedy działalność gastronomiczną. Z działalnością kulturalną wracaliśmy pomału, bo było ograniczenie liczby osób na wydarzeniach do 50 procent miejsc na widowni.
My na górze mamy bardzo fajną, ale kameralną przestrzeń. Choć mieści się tam 55 osób, to granie dla 20 jest naprawdę bardzo trudne. To wynika z tego, że jesteśmy taką jednostką, która utrzymuje się przede wszystkim sama - z biletów na wydarzenia i dzięki klubokawiarni.
Teraz możemy odnaleźć się w tym wszystkim, bo znów działamy tak jak przed pandemią. To miejsce jest bardzo prężne, jeżeli chodzi o wydarzenia muzyczne i teatralne, wernisaże, czytania performatywne czy spotkania z artystami.
Naszą aspiracją było i jest tworzenie miejsca do spotkań w różnych przestrzeniach. Przede wszystkim kulturalnych, dlatego zaczęliśmy działać „na full”. Nauczeni doświadczeniem, że nie wiadomo, co się wydarzy, stwierdziliśmy, że działamy i przygotowujemy wydarzenia. Dlatego promujemy się i zapraszamy państwa do tego, żeby przychodziło tutaj jak najwięcej osób.
Właściwie wszystko próbujemy zawrzeć w tym okresie letnim. Do tej pory było tak, że zazwyczaj latem staraliśmy się organizować rzeczy lżejsze, muzyczne przede wszystkim. Natomiast tym razem powiedzieliśmy sobie nie. Stwierdziliśmy, że też chcemy pokazywać to, co ambitne, artystyczne i wymagające skupienia.
Karolina Tomaszewska: Jest jeszcze jedna ważna kwestia związana z pandemią i obostrzeniami, którą chciałybyśmy poruszyć. W zeszłym roku obchodziliśmy dziesiąte urodziny naszej fundacji. Niestety ten czas przypadł na moment, kiedy byliśmy zamknięci. Z tego powodu nie mogliśmy świętować tak jakbyśmy sobie tego życzyli. To znaczy z naszą widownią, z naszymi przyjaciółmi i z artystami, którzy są związani z naszym teatrem. Wyciągając z tego wnioski, w sezonie letnim postanowiliśmy nieco szybciej rozpocząć świętowanie. W związku z tym przygotowaliśmy cykl wydarzeń, który nazywa się BOTO Fest.
Nie ukrywam, że chcieliśmy skorzystać z tego, że jest sezon letni. Jest przyjemnie. Ludzie po czasie, kiedy wszystko było zamknięte, mają dobrą energię do tego, żeby wyjść do teatru, wyjść do ogródka i posłuchać muzyki. Potrzebują tego.
Dlatego w ramach BOTO Fest przygotowujemy różnorodne propozycje wydarzeń. Nie wiadomo, jak te obostrzenia będą się zmieniały, a chcielibyśmy zaznać jak najwięcej żywego kontaktu z publicznością. Chcielibyśmy pozwolić im poświętować razem z nami, bo to też jest ogromna ich zasługa, że my te 11 lat istniejemy.
Sylwia Góra: Chciałam jeszcze dodać, że tak jak inne teatry w Polsce w warunkach pandemii nie mogliśmy usiedzieć w miejscu i mamy takie produkcje, które były właśnie wtedy przygotowywane. Teraz publiczność na żywo będzie mogła je zobaczyć.
To są m.in. „Piosenki portowe” Oli Lis i Iggy’ego Wiśniewskiego oraz czytanie „Sybilla”, które zrobiłam z Irkiem Wojtczakiem i Mikołajem Wojtczakiem. Chcemy, żeby te wydarzenia, choć miały premierę online, odbyły się teraz na żywo z publicznością.
Sylwia Góra: My prowadzimy to miejsce dla każdego. Nie ma modelowego widza. Jak dwa lata temu spojrzałam na przekrój osób, które nas odwiedzają, wiedziałam, że to jest niezwykłe. Ten wachlarz osób jest bardzo szeroki. Okazuje się, że inna publiczność przychodzi na Bluesowy Poniedziałek, inna na Jazzowy Czwartek, a jeszcze inna na teatr czy koncerty.
Sylwia Góra: Bluesowe Poniedziałki są organizowane już piąty sezon. Od samego początku polegały na tym, że przychodzili muzycy, którzy grają bluesa i przychodziła widownia, która chciała posłuchać ich muzyki. Jest to idealne połączenie. Muzycy czerpią radość z tego, że mogą pograć, a publiczność może tej muzyki doświadczać.
Czasami jest tak, że to są też muzycy, którzy dopiero stawiają tu swoje pierwsze kroki, więc te Bluesowe Poniedziałki bywają też taką małą sceną dla tych, którzy chcą wyjść z czymś do ludzi. Są też oczywiście profesjonalni muzycy, którzy grają bluesa. To się wszystko przenika i miesza.
Karolina Tomaszewska: Jeszcze wracając do pytania o widownię… Jedenaście lat to kawał czasu. Gościliśmy stałą publiczność, przeróżnych artystów, którzy wspólnie tworzą coś na kształt bohemy. Oni nie tylko uczestniczą w naszych wydarzeniach od strony twórczej, ale pojawiają się też na widowni.
Obserwując wieczory w naszej klubokawiarni, zauważam, że przychodzą tu niekiedy grupy osób, które są z nami związane w sposób bardzo nieformalny. Przychodzą niezależnie od tego, czy akurat jest jakieś wydarzenie. Jesteśmy miejscem, które jest atrakcyjne, bo nie łapie tej fali spływającej z Monciaka. Nawet pod względem przestrzeni panuje tu nieco inna atmosfera.
Choć mamy widzów, którzy są z nami od lat, to otwieramy się na nowe grupy. Aktywnie planujemy nie tylko działalność teatralną i muzyczną, ale organizujemy też wystawy, wernisaże, finisaże. Również literacko planujemy zupełnie nowe działania. W sierpniu odbędzie się u nas slam poetycki. Będzie to eksperyment, będą to ludzie młodzi. Ale my jesteśmy jak najbardziej otwarci na to, żeby zaprosić do naszej przestrzeni również takie osoby - ludzi artystycznie poszukujących, którzy potrzebują swojego miejsca.
Sylwia Góra: Zawsze byliśmy idealistami.
Sylwia Góra: W pewnym momencie naszym zadaniem było to, aby wymieszać te grupy. Tak, żeby na przykład osoby zainteresowane muzyką chciały przychodzić też na spektakle. To się udaje.
Chciałabym państwa serdecznie zaprosić na cykl, który organizujemy już od 2-3 lat. On najlepiej pokazuje, że to możliwe. Są to czytania z muzyką na żywo. Za pierwszym razem przedstawialiśmy prozę Andrzeja Stasiuka z Marcinem Dymitrem, Adasiem Nalepą i Irkiem Wojtczakiem. Bardzo polecam tę formę.
Sama jako aktorka jestem tym zachwycona, ponieważ muzyka nie jest tu tylko tłem do czytania. To coś więcej. Traktujemy muzyków jako współopowiadających historię. Oni mogą przejąć napięcie, którego czytający aktor nie będzie w stanie oddać. Dlatego to wszystko jest bardzo ciekawe.
Czytanie Stasiuka to była nasza pierwsza, zresztą bardzo udana, próba połączenia przestrzeni teatralnej z przestrzenią muzyczną. Wracając jednak do tego, kto przychodzi, raczej nie mówiłabym o konkretnym widzu czy gościu. Zapraszamy wszystkich, którzy się interesują tym, co robimy. A robimy różne rzeczy.
Sylwia Góra: Nie, nie. Przede wszystkim skupiamy się na przedstawieniach, które wyprodukowaliśmy w pandemii. Być może uda nam się też wrócić do pierwszych przedstawień, jakie przygotowaliśmy blisko 11 lat temu, tuż po założeniu fundacji.
Są to takie spektakle jak ”Nord-Ost”, „Zielony mężczyzna” czy też „Całoczerwone” przygotowane wspólnie z Małgosią Szczerbowską. Będziemy próbowali to reaktywować. Jest to też „Wróżka z kranu”, która dla nas, jako małego teatru, była superprodukcją. Na scenie pięciu aktorów, pełna scenografia, oświetlenie, muzyka… To wyreżyserował Michał Derlatka, a podtytuł to „Wodewil patologiczny”. Mówi on o tym, że dużo śpiewamy i jest… full wypas. (śmiech)
Karolina Tomaszewska: Warto też wspomnieć, że w ramach obchodów urodzin Fundacji Teatru BOTO skupiamy się na takich propozycjach, które nawiązują do naszej historii, doświadczeń i artystów, którzy przez te 11 lat byli z nami związani – czy to teatralnie, czy muzycznie.
Planowaliśmy na początku, że przygotujemy 11 wydarzeń na 11 lat, ale już teraz możemy ujawnić, że ten wachlarz się rozszerza. Przygotowując materiały promocyjne na potrzeby BOTO Fest, zdecydowaliśmy się na szatę graficzną, która wykorzystuje plakaty z naszych wydarzeń. Już na poziomie doboru tych plakatów, zobaczyliśmy, że działo się bardzo dużo. Wtedy stało się jasne, że w ten sposób nie wyczerpiemy naszej potrzeby pokazania tego, co przez te 11 lat stworzyliśmy.
Sylwia Góra: Wiesz, jak tak rozmawiamy… Jedenaście lat temu nie mieliśmy swojej siedziby. Działaliśmy w różnych miejscach Trójmiasta. Przede wszystkim przez 2-3 lata w Dworku Sierakowskich, u „Młodego Byrona” [red. – nieistniejąca już klubokawiarnia prowadzona przez poetę Patryka Dziczka], tam wybudowaliśmy scenę letnią.
Od momentu kiedy jednak mamy własne miejsce, a to już piąty sezon, jest inaczej. Nie miałam problemu z tym, co się może wydarzyć na nasze dziesięciolecie. To miejsce spowodowało, że wiele rzeczy mogło się zadziać i dlatego poszerzyliśmy naszą działalność. Wcześniej zajmowaliśmy się przede wszystkim teatrem. Tymczasem odkąd mamy swoją siedzibę, a jest to też przecież klub, mogła zaistnieć przestrzeń muzyczna – i jazzowa, i bluesowa - o ogólnopolskim zasięgu.
Nie było problemu z doborem repertuaru. Dla nas to było oczywiste, że trzeba pokazać, co się w naturalny sposób wytworzyło. Dlatego w programie BOTO Fest są i koncerty, i czytania, i spektakle, i recitale – np. Szymona Jachimka.
Muszę też dodać, że jesteśmy sceną niezależną. Z tego powodu zupełnie inaczej działamy. Nie jesteśmy instytucją. Nie mamy etatów dla artystów. Mamy etaty dla pracowników obsługi, ale artyści, którzy z nami współpracują, zazwyczaj mają już swoje miejsca zatrudnienia.
Jeżeli chodzi o Trójmiasto, to jesteśmy taką przestrzenią dla zawodowców i nie tylko, którzy poza swoim miejscem pracy mogą zrobić coś, czego zawsze chcieli. To, co im serce podpowiada, a normalnie w teatrze u siebie nie mogliby tego przeprowadzić.
Wynika to też z tego, że ja wywodzę się z nurtu amatorskiego. Należałam do kółka teatralnego. Co prawda moi instruktorzy mówili, żebym nie nazywała tego w ten sposób… Ale jest we mnie ta niezależność. Choć mam etat w Wybrzeżu i to jest fantastyczny teatr, to jest we mnie taka potrzeba, by robić coś, co mi odpowiada.
Sylwia Góra: Właśnie tak.
Sylwia Góra: Tutaj współzałożycielem i dyrektorem artystycznym jest również Adam Nalepa – reżyser teatralny. On jest z pochodzenia Niemcem i właśnie w Niemczech ukończył szkołę teatralną na kierunku reżyseria. Tam też wystawiał swoje pierwsze spektakle. Większość przedstawień, jakie państwo zobaczycie, zostało wyreżyserowanych przez niego. Naszą kameralną scenę można potraktować jako laboratorium Adama Nalepy.
Oprócz tego można zobaczyć przedstawienia Michała Derlatki, Oli Lis i Iggy’ego Wiśniewskiego. Szymon Jachimek od jakiegoś czasu też z nami współpracuje, z kolei Magda Bochan-Jachimek wyprodukowała u nas swoje przedstawienie „Złota ryba przed 40-stką”. Wcześniej przyszła do nas ze spektaklem „Mamy problem”. On również jest u nas grany.
Współpracuje też z nami Karolina Piechota, która dwa dni temu [red. – 17 lipca] wystawiała „Twoją Mać!”. Cyklicznie występuje Wojciech Tremiszewski, który pokazuje swoje solo nowele, czyli improwizacje, oraz monodramy. Oprócz tego swój stand-up przedstawiała u nas Ewelina Gronowska. Chcesz jeszcze jakiś konkret? (śmiech)
Sylwia Góra: My jesteśmy optymistami. W tamtym roku udało nam się przeprowadzić Sopot Non Fiction na żywo. Byliśmy wtedy bodaj jedynym festiwalem w Polsce, który się odbył w takiej formie. To był dobry moment – koniec sierpnia, początek września, więc udało się. Dlatego ja optymistycznie patrzę w przyszłość.
Będziemy robić wszystko to, co możemy, ale nie ma sensu się za bardzo martwić na przyszłość. Będziemy działać. Jak przyjdą inne warunki, to też się jakoś odnajdziemy. Trzeba jednak zaznaczyć, że sfera przedstawień online jest dla nas trochę nie do przejścia. Nie o to chodzi w teatrze. Brakuje spotkania.
Oczywiście działaliśmy online, żeby przypominać widzom o tym, że jesteśmy. Natomiast to nigdy nie była przestrzeń, w którą chcielibyśmy wchodzić zupełnie. W przypadku Sopot Non Fiction zaletą jest to, że kiedy streamowaliśmy pokaz prac warsztatowych, który wieńczył rezydencję ośmiodniową, spotkało się to z bardzo dobrym odbiorem w całej Polsce. Wiele widzów z ciekawością oglądało to, co się u nas dzieje.
Karolina Tomaszewska: Podchodzę do tego z ogromnym entuzjazmem. Kiedy byliśmy zamknięci i trzeba było wykonywać prace związane z dokumentacją, wystarczająco napatrzyłam się na scenę, która jest pusta, która jest ciemna, na której nie ma ludzi.
Jak teraz widzę, że na nasze wydarzenia ściągają tłumy, to jest naprawdę wzruszające. Znów dzwonią artyści, dzwonią muzycy i pytają o koncerty. Niektórzy chcą się po prostu dowiedzieć, co u nas nowego. Odzywają się też turyści. Oni też pytają o różne rzeczy. To jest coś, co nas napędza do tego, aby dać im z siebie 110 procent.
Okazało się, że tak samo jak my byliśmy złaknieni widza, słuchacza, po prostu żywego człowieka, tak samo czuliśmy, że widzom nas brakowało. To jest istny karnawał. Ludzie, którzy zostają u nas po wydarzeniach, niekiedy potrafią doczekać nawet wschodu słońca. To jest niesamowita energia. Tak jak Sylwia wspomniała – my jesteśmy optymistami, jesteśmy tu i teraz, i cieszymy się, że możemy działać.
[ZT]9625[/ZT]
maro15:28, 24.07.2021
2 0
Wyróżnia się bardzo na plus na tle tego, co znajdziemy przy monciaku. Wpadam chociaż na chwilę za każdym razem jak przyjeżdżam do Sopotu. Świetni ludzie, niepowtarzalny klimat i wieczory jazzowe też super. 15:28, 24.07.2021
Vito03:54, 25.07.2021
1 0
W zeszłym roku oprócz wymienionego festiwalu odbywała się też Fala Poprzeczna, i to w Gdańsku, a myślę, że jeszcze parę by się znalazło ;) 03:54, 25.07.2021