Zamknij

Paweł Lęcki: "Ucząc zdalnie, nauczyciel widział bardziej siebie niż uczniów"

16:17, 01.09.2020 Aktualizacja: 15:49, 02.09.2020
Skomentuj Fot. Paweł Lęcki, Facebook Fot. Paweł Lęcki, Facebook

Pierwsze szkolne dzwonki już rozbrzmiały. Po kilku miesiącach zdalnego uczenia się, nauczyciele oraz uczniowie powrócili do szkół. Tradycyjnemu modelowi towarzyszyć będzie specjalny reżim sanitarny. Jedną z osób, które uważają, że mądry powrót do szkół jest dobrym rozwiązaniem, jest Paweł Lęcki. Nauczyciel II LO w Sopocie przybliżył nam, jak będzie wyglądało życie uczniów w najbliższych tygodniach. Opowiedział też, jak wyglądało do czerwca.

Jak w praktyce będzie wyglądało noszenie maseczek w szkole?

Jeżeli chodzi o sale lekcyjne, teoretycznie maseczek nie trzeba zakładać. Oczywiście jeżeli ktoś odczuwa taką potrzebę, to jak najbardziej może nosić, może założyć też przyłbicę. Na pytanie, na ile to jest do wytrzymania, pamiętajmy, że w szkole przebywamy osiem, a czasem nawet więcej godzin. To nie jest jak wejście do sklepu, czy nawet przejazd komunikacją miejską, stąd takie permanentne noszenie maseczek na pewno byłoby bardzo trudne. Nawet też przyłbic, zwłaszcza dla ludzi z okularami. Oczywiście, to są może problemy takie nie największe, ale jednak dosyć istotne. Proces edukacyjny jakoś musi przebiegać, także najważniejsze są te przestrzenie wspólne, gdzie rzeczywiście trudno uniknąć kumulacji osób. My i tak jesteśmy szkołą relatywnie niedużą, składającą się z około 400 osób. Są szkoły, które mają po 1200 i wtedy unikanie tłumu jest raczej niemożliwe. 

Jak będzie wyglądała kwestia sprawdzianów i kartkówek? Papier musi trochę przeleżeć, zanim nauczyciel po niego sięgnie i sprawdzi?

Każdy z nas, w tym ja, praktykę oddawania sprawdzianów z dość dużym opóźnieniem stosowaliśmy już wcześniej. Chroniliśmy się w ten sposób przed pandemią, zanim ona się zaczęła. Teraz rzeczywiście będzie można je potrzymać jeszcze dłużej, co najmniej dwa dni. Najlepiej byłoby te sprawdziany gdzieś odłożyć i spojrzeć dopiero po 48 godzinach. 

Podejrzewam, że w którymś momencie pewne rzeczy będą nie do zastosowania. Dzieci i młodzież mają zalecenia, by korzystać jedynie ze swoich podręczników. Nie wolno używać książek, które ktoś inny dotykał. W takich zgromadzeniach ludzi, młodych ludzi, tego typu reżim jest tylko na papierze. Można go zapisać, są takie wytyczne, one są bardzo fajnie przedstawione na plakacie - "10 zasad dla ucznia". Rzeczywiście, pewne rzeczy są do zastosowania: często myj ręce, zostań w domu jak masz gorączkę kaszel, to jest oczywiste. Z kolei zalecenie nie dotykaj oczu, ust i nosa są jednymi z bardziej nierealizowalnych. To jest odruch i o ile ktoś nie jest chirurgiem specjalistą, który rzeczywiście wyeliminował ten nawyk, to raczej jest nie do zrobienia.

Innym przykładem jest podanie ręki na powitanie, nawet jeśli w szkole uzyskamy ten efekt, choć nie do końca wiadomo jak, uczniowie będą się witali przed szkołą. No i właśnie: używaj swoich przyborów szkolnych i spożywaj tylko swoje jedzenie i picie. Tu na pewno będą się takie sytuacje zdarzały, bo to jest też taki wiek, kiedy szukamy kontaktu fizycznego i do niego dążymy, jeszcze bardziej niż w świecie ludzi dorosłych. Myślę, że to jest po prostu taka utopia. Tak samo, jak ten zapis “unikaj kontaktu z większą grupą uczniów, np. podczas przerw”. To rzeczywiście w szkołach jest bardzo możliwe do zachowania. Nawet jeżeli szkoły przyjmą, tak jak nasza, pewne np. 2 godziny przyjścia uczniów do szkoły. Mogą być 3 albo 4 różne terminy. Możemy uznać je za pozorowane działanie, ponieważ prędzej czy później nastąpi moment, kiedy wszyscy się w tej szkole znajdą. To jest takie bardziej psychologiczne bezpieczeństwo, poczucie, że coś się robi.

Jak będą wyglądały pierwsze dni po powrocie? Ma być weryfikowana wiedza, którą uczniowie zdobyli podczas nauczania zdalnego. To będzie wyglądało tak, że ten materiał będzie częściowo powtarzany, czy będą jakieś sprawdziany? 

Tutaj zawsze warto powiedzieć o 2 rzeczach. W naszym przypadku mocną weryfikacją wiedzy zdobytej podczas edukacji zdalnej była matura. Maturzyści uzyskali wyniki nie tylko gwarantujące zdanie egzaminu, co okazało się w skali kraju nie do końca oczywiste w tym roku. Uzyskali wyniki bardzo wysokie i z każdego przedmiotu są bardzo wysoko powyżej średniej, a z niektórych przedmiotów nawet 20 punktów procentowych powyżej średniej. To już pewnego rodzaju sukces i dotyczy też rozszerzeń, czyli tych egzaminów trudniejszych.

To była taka weryfikacja, że edukacja zdalna, mimo że jest trudna i psychologicznie na dłuższą metę niemożliwa, nam się udało i pewnie iluś szkołom również udało się coś takiego przeprowadzić. Natomiast jeżeli chodzi o klasy pierwsze i drugie, jest takie zalecenie, żeby rzeczywiście zweryfikować to, czego się nauczyli i ewentualnie wtedy podjąć działania korekcyjne. Może rzeczywiście coś trzeba powtórzyć, coś nie do końca wyszło. Tutaj też mam takie poczucie, że przynajmniej u nas, to maturzyści są dowodem, że najprawdopodobniej bardzo podobnie będzie w przypadku klas pierwszych i drugich. Oczywiście, jakieś tam braki będą, ale nie będzie ich na tyle dużo, że trzeba by poświęcać sporo czasu na powtórkę. Chyba będzie można iść do przodu, mając nadzieję, że jak najdłużej będziemy mogli pracować na żywo.

Troska o tą realizację podstawy programowej, jest trochę zabawna, bo to jest troska nie do końca wiadomo o co. Te zapisy oczywiście można zrealizować, ten materiał można przerobić, ale prawda jest taka, że nawet jak edukacja odbywa się bez pandemii, nie oszukujmy się, że uczniowie wtedy raptem wszyscy się uczą i realizują wszystko punkt po punkcie, zgodnie z wytycznymi nauczyciela.

Warto przyjrzeć się zdawalności w powiatach. Tu nie chodzi o karanie, absolutnie, tu chodzi o realną pomoc. Jeśli spojrzymy na województwo pomorskie, jest jeden powiat, który ma zdawalność na poziomie nie wyższym niż 50 kilka procent. To oznacza, że tam automatycznie powinny pojawić się jakieś programy naprawcze, bo coś tam bardzo mocno nie zadziałało. Ja nie wiem, czy jest jakieś globalne myślenie na ten temat, a wydaje się, że to są właśnie takie punkty, które by należało teraz wyłapać. Oczywiście, należy się cieszyć, że w iluś tam powiatach się udało, ale tutaj zawsze będę uważał, że trzeba skupiać się na tych, którzy tej pomocy potrzebują, a najwyraźniej potrzebują tej pomocy z zewnątrz, bo sami nie potrafią sobie do końca z tym z różnych powodów poradzić.

To jest globalny problem, że nauczanie tradycyjne jest lepsze od zdalnego, czy to jest kwestia dostosowania poszczególnej placówki do zagadnienia?

Trzeba znowu spojrzeć na dwie strony. Oczywiście to jest kwestia dostosowania się poszczególnych placówek. Część dostosowała się szybko i sobie z tym radziła, część przez całą tą pandemię z jakichś powodów sobie z tym nie poradziła. Uwaga, tu nie chodzi tylko o powiaty wykluczone z części Polski, którą nazywamy tzw. Polską B, cokolwiek to oznacza.

Jakbyśmy szczerze się przyjrzeli, również w naszej aglomeracji trójmiejskiej nie wszystkie szkoły, a jednak Trójmiasto należy uznać za rozwinięty region, z tą edukacją zdalną poradziły. To zależy też bardzo mocno od kadry, ludzi, od ich ochoty. Zwróćmy uwagę, że przecież część szkół uczyła maturzystów po zakończeniu roku szkolnego, tak jak było też w naszym przypadku. Pewnie to też tłumaczy w jakiś sposób te wyniki, które uczniowie uzyskali przy swoim ogromnym nakładzie pracy. Część szkół i nauczycieli, poniekąd słusznie, twierdziła, że nie będzie tego robić, bo nie dostajemy za to pieniędzy. Robiliśmy to wszystko dodatkowo, za jakiś dyplom gratulacyjny, laurkę. Natomiast trudno też obarczyć winą tych nauczycieli, którzy tego nie robili, ponieważ w społeczeństwie i tak jesteśmy odbierani za tych, co nic nie robią i nie należy nam płacić, to co będziemy się jeszcze poświęcali i robili coś za darmo.

Sama edukacja zdalna moim zdaniem nie jest problemem. W sensie technicznym po prostu się łączymy i koniec, lekcja trwa. Tu nic się wielkiego nie dzieje, tzn. nie jest jakimś wielkim problemem opanowanie najłatwiejszego narzędzia komunikacji. U nas jest to Microsoft Teams. Znowu pojawiają się te powiaty wykluczone, gdzie ten sprzęt, nawet jak zostanie w końcu dostarczony, to ludzie są nieobyci z tym i ta bariera psychologiczna wejścia w edukację zdalną może być bardzo trudna.

Ciągle będę się upierał, że największym problemem w edukacji zdalnej jest właśnie psychologia i mówienie do ekranu, kiedy ten ekran staje się taką barierą przez którą strasznie trudno się przebić. Są uczniowie, którzy pojawiają się na kamerkach, wystarczy, że jeden się pojawia, a już się mówi do kogoś i jest inaczej. Natomiast nie da się znaleźć sposobu, bo można sobie nawet 10 rozporządzeń napisać, że oni muszą się pojawić, a oni się nie pojawią, bo powiedzą, że im nie działa. No i kto pojedzie sprawdzać, czy mu działa, nie działa, to jest absurdalne. Poza tym, pamiętajmy, że nie każdy chce ujawnić swoją przestrzeń. Chodzi też o taką intymność, że zapraszasz do domu ludzi, którzy nie są znajomi. To jest relacja uczeń-nauczyciel, obojętnie jak ona jest sympatyczna, oparta na szacunku, wzajemności takiego poszanowania siebie, to nadal jest to relacja osoby, no nie kumpla, nie przyjaciela, nie kogoś z rodziny.

Mówienie do ikonek jest makabryczne. Pod koniec edukacji zdalnej wszyscy byli już realnie zmęczeni tym siedzeniem w domu, tą sytuacją, że dom stał się wszystkim, życiem. Jak powiedziała jedna z moich uczennic, pokój stał się przestrzenią jej życia. Pracowała tam, jadła, spała, oglądała, wszystko tam robiła. Tak się nie da funkcjonować. To są podstawowe problemy edukacji zdalnej i ich, przepraszam najmocniej, żadnymi kursami, szkoleniami, żadną nauką kolejnych narzędzi się nie wyeliminuje.

Śmiesznym problemem edukacji zdalnej był fakt, że tylko jak nauczyciel odpalał się na kamerce, to w rezultacie nie patrzył na te ikonki, tylko na siebie. Cały czas kontrolował jak wygląda w tym małym ekraniku i ta psychologia jest trudna w tym momencie, bo jest nam trudno wzrok oderwać od siebie. Cały czas szukamy tego, czy my dobrze mówimy, patrzymy, a przecież tego normalnie nie robimy, bo nie widzimy siebie. My widzimy drugiego człowieka. W edukacji zdalnej był ten problem, że nauczyciel widział bardziej siebie niż uczniów. To jest myślę dość dobra metafora tego, dlaczego to nie może dłużej funkcjonować.

Tradycyjny model szkoły prezentuje się następująco: czytanie lektury, napisanie rozprawki i analiza wiersza. Jak proces ten przebiegał podczas nauczania zdalnego?

Jestem osobą, która nie jest fanem prac domowych, więc ich praktycznie nie zadawałem. Teraz też stosowałem je w zasadzie w bardzo ograniczonym zakresie. Nie jestem również fanem ocen, więc też nie jestem tutaj reprezentantem większości. Z mojego punktu widzenia stawianie ocen nie miało żadnego znaczenia w przypadku edukacji zdalnej. Co ciekawe, głównie o maturzystów tutaj chodzi, oni potrafili sami dla siebie pisać. Dla mnie najbardziej fascynującym momentem było to, jak zaczęli wrzucać sobie na grupie na Messengerze prace i sami siebie oceniali. Wiedzieli, że ja ich nie będę tak bezpośrednio oceniał, najwyżej tylko podpowiem, wskażę, że tutaj trzeba tak, tutaj tak.

To było niebywałe, bo jest ideą edukacji. Nauczyciel jest tylko drogowskazem i podpowiedzią, natomiast oni, czyli ten materiał edukacyjny, czyli jakby najważniejsza rzecz, czyli uczniowie, zaczynają uczyć się sami nawzajem. Oni mają już ode mnie tą podstawę, otrzymali background na zasadzie co i jak, ale reszta leży w nich.

Tu nie chodzi o to, żeby uczeń napisał dużo prac. Napisania pracy, jeżeli chodzi o język polski, można nauczyć każdego w 15 minut. Technika pisania pracy jest banalnie prosta. Cała reszta polega na tym, co uczeń wie, przeczytał, obejrzał i jakie umie wyciągać wnioski. Tego nie musi pisać w nieskończoność, ważne, żeby była rozmowa i dialog.

Uważam, że taką jedną z największych metafor tego, jak szkoła jest ważna dla uczniów, jest to, kiedy robiliśmy zakończenie roku szkolnego. Mieliśmy zgodę urzędu, że można zrobić dla klas 1 i 2, na boisku, z odstępami, bezpiecznie itd. Z kolei maturzyści, dużo wcześniej, mieli zakończenie roku na MS Teams. To było takie niepełne. Marzyli o czymś poważnym. Zaprosiliśmy ich licząc, że przyjdzie garstka najbardziej zaangażowanych. Przyszli wszyscy. To było nieprawdopodobne, bo nie musieli tego robić. Chcieli tu przyjść, stanąć i odebrać symboliczne samochodziki, które dyrektor rozdaje absolwentom naszej szkoły, którzy zawsze mieli czerwony pasek. Było trochę śmiesznie, ale oni rzucili się na te samochodziki, licytowali się, który kolor jest fajniejszy. Przecież to są dorośli ludzie. Potrzebowali jednak domknąć pewien etap w swoim życiu.

Okazało się, że pewne rytuały, które w sumie takie śmieszne są - zakończenie roku, bezsensowny apel - wcale nie są takie śmieszne. Jeśli uczeń ma jakiś związek ze swoją szkołą, z nauczycielami, dyrekcją, ogólnie ze społecznością, raptem te śmieszne rytuały wcale nie są śmieszne i są niezbędne, żeby układać sobie te kolejności życia. W związku z tym, byłem również zwolennikom odbycia się egzaminów. Na co dzień nie jestem ich fanem, ale tutaj pojawiła się taka potrzeba. Nikt nie znalazł alternatywy, a uczniowie musieli domknąć tymi egzaminami pewien etap w swoim życiu. Chyba nie należy bać się pewnego przywiązania do niektórych symboli, bo one po prostu są istotne. 

Gdyby to od pana zależało, postawiłby Pan na nauczanie tradycyjne przy tym pełnym reżimie sanitarnym, czy zostałby Pan przy nauczaniu zdalnym?

Zgadzam się z naszym dyrektorem, że warto spojrzeć w tej sprawie na Politechnikę Gdańską, która wybrała model hybrydowy. Nie jestem przekonany, czy pełne przejście na nauczanie zdalne, które ma miejsce np. na Uniwersytecie Gdańskim, jest dobrym rozwiązaniem. W ogóle myślę, że gdybyśmy spojrzeli na ostatnie miesiące, to do sprawy lepiej podeszły szkoły podstawowe i średnie, a nie wyższe. Na Politechnice Gdańskiej pierwszy i ostatni rok przyjdą stacjonarnie. Natomiast wykłady dla wszystkich będą online, no bo faktycznie różnica między wykładem, gdzie siedzę w sali, a słucham gdzieś np. w parku, jest niewielka. To jest bardzo odpowiedzialne rozwiązanie. Kto wie, czy nie powinno być wprowadzone w skali kraju. Oczywiście, nawet w takiej sytuacji pojawiają się problemy, przede wszystkim dla studentów. Chodzi m.in. o mieszkanie - wynajmować, czy nie wynajmować? Lepiej przyjeżdżać czy zostać w domu?

W każdym miejscu, gdzie jest to tylko możliwe, warto wprowadzać ten system. Kto wie, może należy przypuszczać, że szkoły prędzej czy później również znajdą się w takiej sytuacji. Pozostaje mieć nadzieję, że nikt nie znajdzie się w masowej kwarantannie. Teoretycznie, jeśli nauczyciel dobrze się czuje, może pracować będąc na kwarantannie. Jednak sam fakt znalezienia się na niej sprawia, że nie znajdujemy się w zbyt dobrej kondycji psychicznej. Prowadzenie zajęć z wierszy Mickiewicza, z perspektywą śmierci z tyłu głowy, nie jest do końca chyba atrakcyjne. Nikt nie oczekuje też od przedstawicieli innych zawodów, np. górników, by pracowali na kwarantannie. Kopanie węgla w domu jest chyba trudne.

 

(Emil Bogumił)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(1)

emawemaw

1 1

Tak właśnie pracuje nauczyciel , jak to mówią, z prawdziwego zdarzenia. Choć jestem już emerytowaną nauczycielką, z ogromną przyjemnością czytuję to, co i o czym Pan pisze. Takich nauczycieli nam potrzeba - otwartych , odważnych, szanujących ucznia, ale też swoją pracę.

19:15, 04.09.2020
Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%