Realizując ten pomysł kolekcjonuje cudze wspomnienia i materialne ślady przeszłości po dawnych Sopockich Zakładach Wyrobów Galanteryjnych. Robi to, bo chce odświeżyć pamięć o kultowej sopockiej firmie okresu PRL-u. - Był to jeden z największych, a może nawet największy zakład pod względem zatrudnionej ilości osób w Sopocie. Miał bardzo duży wpływ na życie miasta - przekonuje.
Z Karoliną Sawicką, inicjatorką pomysłu „Sopotplast”, realizowanego dla Muzeum Sopotu w ramach „Projektu Sopocianie”, rozmawia Przemysław Szczygieł.
____________
Karolina Sawicka: Znajdujemy się w sklepie Galskór przy ul. Garncarskiej 10/16 w Gdańsku. Kiedyś był on firmowym sklepem Sopotplastu, który w momencie przemian ustrojowych i likwidacji Zakładów został przejęty przez wieloletnią pracownicę i obecną panią kierownik tego sklepu. Do dzisiaj sklep sprzedaje ten sam asortyment. Towar dostarczają prawie wyłącznie polskie firmy kaletnicze, a jedna z mich nadal produkuje modele oparte na projektach Sopotplastu. Nawet widoczna jest tu torba typu „Vesta”, która swojego czasu była hitem sprzedażowym zakładów. Jako że byli pracownicy mieli szansę odkupić prawa do projektów, to między innymi ten model produkowany jest nadal.
Przemysław Szczygieł: Jak długo działa to miejsce?
Karolina Sawicka: Zakład zakończył swoją działalność operacyjną w 1991 r., a całkowita likwidacja i odsprzedaż prywatnemu właścicielowi nastąpiła w 1993 r. Natomiast tu, na Garncarskiej już w połowie lat 70-tych był punkt naprawczy, przekształcony później w sklep firmowy. Czyli sklep działa od około 40 lat. Nawet lada, przy której stoimy jest oryginalna. Zaprojektowała ją, podobnie jak inne elementy wystroju, pani Niewęgłowska, zakładowa plastyk.
Tutaj między innymi przyjmowano artykuły do napraw, które odbywały się w sopockich zakładach. Stamtąd wracały one z powrotem do sklepu. Klientki przychodziły z kwitem po odbiór. Choć zakład padł, to tu wciąż trwa jakaś forma jego kontynuacji.
Wspomnianą „Vestę” szyje dwoje byłych pracowników, którzy po upadku zakładów otworzyli prywatną działalność, kontynuując produkcję wybranych modeli Sopotplastu. Działa ta firma do dzisiaj. Państwo są już w mocno emerytalnym wieku, że tak powiem, ale nadal pozostają bardzo aktywni i nawet uczestniczą w spotkaniach dla osób związanych z Sopotplastem, organizowanych w Muzeum Sopotu. Na ostatnie dojechał jeden z właścicieli.
Przemysław Szczygieł: Jakim zainteresowaniem cieszyło się to spotkanie?
Karolina Sawicka: Było około 25-30 osób. Myślę, że to jest taka norma. Na spotkaniu czerwcowym było mniej więcej tyle samo. Na razie udaje się zgromadzić tyle osób, ale mam nadzieję, że na samą wystawę, tudzież imprezy towarzyszące tej wystawie, uda się zebrać więcej zainteresowanych. Cały czas pracujemy nad tym, żeby skontaktować ze sobą jak najwięcej osób. Niestety po upadku zakładów nastąpiła taka sytuacja, że załoga sklepu nie bardzo miała gdzie znaleźć zatrudnienie na terenie Sopotu. Wiele osób było zmuszonych wyjechać, głównie do innych miast wojewódzkich lub zagranicę, a część osiedliła się tutaj, w obrębie Trójmiasta.
Fot. Zofia Kudła-Rozwadowska
Przemysław Szczygieł: Dlatego teraz jest trudno do nich dotrzeć?
Karolina Sawicka: Tak. Problemem jest też to, że to już jest taka grupa wiekowa, która nie bywa zazwyczaj w mediach społecznościowych, którymi ja się z kolei posługuję. Kontakt z byłymi pracownikami został nawiązany praktycznie przez pocztę pantoflową. Jedna koleżanka powie drugiej koleżance, sąsiadce czy komuś z rodziny, kto pracował i tak się kontaktujemy.
Muzeum Sopotu bardzo intensyfikuje taki rodzaj call for action [ang. - wezwanie do działania]. Gromadźmy informację, zgłaszajmy się, jeśli mamy coś wspólnego z Sopotplastem. Zarówno pracownicy, jak i klienci posiadają produkty albo mają jakieś wspomnienia. Wspomnienia, związane z tymi torbami, walizkami czy z zakupami w sopockim, gdańskim lub gdyńskim sklepie. Na terenie Trójmiasta działały aż trzy placówki i kilka punktów naprawczych.
Teraz znajdujemy się w sklepie z torbami, ale pamiętajmy, że Sopotplast zajmował się także produkcją wytworów z plastiku. Były to torebki foliowe, torby plażowe czy też zabawki typu hula-hop. Bardzo dużo toreb typu market i woreczków foliowych jeszcze się zachowało u najróżniejszych mieszkańców i one jakoś tam do mnie trafiają. Zresztą pani Krystyna [red. - kierowniczka sklepu] też mi podarowała przepiękne torby, które uchowały się gdzieś pod ladą albo na zapleczu i to były naprawdę unikaty. One także znajdą się na wystawie, którą przygotowujemy w Muzeum Sopotu.
Przemysław Szczygieł: Na ten moment ile eksponatów udało się już zgromadzić?
Karolina Sawicka: Nie liczyłam, bo mi się zdarza dostać od różnych osób pracujących w Sopotplaście niekiedy nawet cały pakiet reklamówek. Ich jest tam po kilkadziesiąt sztuk, więc nie policzyłam jeszcze wszystkiego. W tej chwili toreb i walizek jest około dwudziestu. Najróżniejszych. To są między innymi torby podróżne, torby damskie, eleganckie, a także torby zakupowe. Często właściciele są albo chętni do wypożyczenia ich na wystawę, albo proponują, by przejąć je do kolekcji, bo im już nie są potrzebne.
Przemysław Szczygieł: Z czego wynika, że to akurat wokół Sopotplastu zaczęła tworzyć się taka społeczność? Jest też przecież wiele innych zakładów, gdzie podobne zjawisko nie zaistniało.
Karolina Sawicka: Dla mnie samej to jest dużym zaskoczeniem. Przystępując do tego projektu, myślałam, że mój kontakt będzie się opierał na zbieraniu wspomnień wśród mieszkańców Sopotu, którzy byli klientami, a okazało się coś wręcz odwrotnego. Głównie zgłaszają się osoby, które pracowały w Sopotplaście i same chcą odnowić kontakt z byłymi kolegami i koleżankami z pracy. Stąd też pomysł na te spotkania.
Od czasu upadku zakładu pozostały takie grupy po kilka-kilkanaście osób, które jakoś się tam znały, bo np. mieszkają w jednej dzielnicy, ale szerzej nie udało im się utrzymać kontaktu z większą ilością osób. Pracownicy się porozjeżdżali. To był trudny czas ze względu na szalejące bezrobocie. Dla ludzi ważniejsze było to, żeby samemu się utrzymać niż to żeby utrzymywać kontakty. Jest to dla mnie duża niespodzianka, że utworzyła się taka mikrospołeczność, która chce uhonorować pamięć o tych zakładach i ludziach, którzy tam pracowali. Był to jeden z największych, a może nawet największy zakład pod względem zatrudnionej ilości osób w Sopocie. Miał bardzo duży wpływ na życie miasta. W okolicy zakładu były nawet sklepy spożywcze, które dostosowywały się do godzin pracy poszczególnych zmian pracowników i właściwie ślad po tym nie pozostał. Kiedy się pytam osób trochę młodszych ode mnie, które są w jakiś sposób związane z Sopotem, to prawie nikt nie wie o Sopotplaście. Kiedy zaś zwracam się do osób starszych, powiedzmy 65+, to wie o nim prawie każdy, niezależnie od tego czy tam pracował czy nie. Powstała głęboka wyrwa w tym przekazie między pokoleniami. Osoby poniżej 40 w ogóle nie kojarzą, że coś takiego funkcjonowało.
Fot. Zofia Kudła-Rozwadowska
Przemysław Szczygieł: Jest to ważny element tożsamości dla miasta czy mieszkańców?
Karolina Sawicka: Tak, tylko że do tej pory Sopot funkcjonował bez wspomnień o tych zakładach, więc ja mam nadzieję, że wystawa w jakiś sposób dotrze z historią Sopotplastu do młodszego pokolenia. Moment na tę wystawę jest bardzo trafiony, dlatego że wśród ludzi młodszych, na przykład wśród dwudziesto-, trzydziestolatków wykształciła się moda na tzw. vintage PRL design, czyli na ówczesne wzornictwo.
Przemysław Szczygieł: To widać chociażby na przykładzie kawiarni, które często odwiedza się po to, aby poczuć atmosferę minionej epoki.
Karolina Sawicka: Właśnie. Chociaż im to trudno to wytłumaczyć. Można obejrzeć komedię Barei, ale to nie daje prawdziwego obrazu tamtych czasów. Mam nadzieję, że ta wystawa też trochę pokaże, że ludzie pomimo tego, że wszystko było w deficycie, produkowali rzeczy estetyczne i często też trwałe. Dzisiaj to widać najlepiej. Dajmy na to walizka, która przetrwała od 1975 r. albo reklamówki czy nawet woreczki polietylenowe, które tak samo były wyprodukowane w latach 70. Dostaję pakiet reklamówek i widzę, że one są jak nowe, choć przeleżały ukryte przez kilkadziesiąt lat. To rodzi pytanie o trwałość produktów, którymi dzisiaj się posługujemy. Jak ona się ma do trwałości wyrobów produkowanych w komunistycznej Polsce, gdzie wszystkiego brakowało i ze wszystkim były problemy?
[ZT]2889[/ZT]
1 0
Dobrze, że ktoś do tego wraca. Czekamy na wystawę! :)