Choć dyskonty kuszą promocjami, a większość z nas mieszka w okolicy popularnych sklepów sieciowych, tradycyjny handel wciąż ma się dobrze. Polacy coraz częściej myślą już nie tylko o cenie zakupionych produktów, ale także o ich jakości. Lokalni sprzedawcy, kaszubscy rolnicy, producenci przetworów mięsnych, serów i miodów zachęcają klientów swoją ofertą. Przychodzą ci, którzy lubią zjeść dobrze i zdrowo. Nie dziwi zatem, że Sopocki Rynek przyciąga tłumy.
We wtorki i piątki hala targowa przy stacji SKM Sopot Wyścigi nabiera życia. Okoliczną przestrzeń wypełniają stragany. Między nimi krzątają się tłumy klientów. Przeglądają ubrania, szukają najbardziej dorodnych owoców i warzyw, niekiedy próbując przekonać sprzedawców do tego, by ci zeszli nieco z ceny. To prawdziwy pchli targ.
Największy ruch można zaobserwować w godzinach przedpołudniowych. Wtedy większość stoisk prowadzi tu swój handel. Kramy oferują warzywa i owoce, przetwory domowej roboty, ubrania nowe i używane. Są stoiska ze starociami, książki, winylowe płyty i zastawy stołowe z porcelany. Nie brakuje też kwiatów, roślin doniczkowych i rozmaitych sadzonek. Sopocianie przychodzą tu kupić mięsa i wędliny, ryby świeże i ryby wędzone. Targowisko przyciąga ogromnym asortymentem. Dla niektórych piątkowe zakupy to już tradycja.
Historia sopockiego handlu
(Sopocki rynek, połowa lat 60 - fot. użytkownika Rycho40 z Wolnego Forum Gdańsk)
Rynek w Sopocie funkcjonował już na początku XX wieku. Tam, gdzie dziś znajduje się deptak pomiędzy kościołem św. Jerzego, restauracją McDonald's i hotelem Rezydent kiedyś stawały furmanki pełne plonów z pól kaszubskich rolników. W czasach PRL-u rynek przeniesiono na plac przy ulicach Sikorskiego i 1 Maja. Podobnie jak dziś kramarze wystawiali swoje towary we wtorki i piątki. Handel zaczynał się już o świcie i trwał do około 13-14. W nocy poprzedzającej dzień targowy wozy ściągały do miasta.
Po wojnie był to już relikt minionej epoki, przestrzeń, w której świat wciąż funkcjonował na starych zasadach. Dla przesiedleńców z wielu rejonów Polski sopockie kawiarnie, koncerty operowe i festiwale to było coś zupełnie obcego. Na rynku mogli się czuć jak u siebie. Tam chusty na głowach starszych pań nie budziły zdziwienia. Targowisko było miejscem swojskim.
Choć dziś furmanki zostały zastąpione przez dostawcze samochody, a oprócz zwykłych straganików można zobaczyć nowoczesne pawilony, współczesny rynek położony przy ul. Polnej zdaje się nadal zachowywać ludzką skalę. Tam się rozmawia, tam się targuje. Produkty nie suną po fabrycznej taśmie.
(Fot. ZOM Sopot)
Wiedzą, co sprzedają
O ciągłej popularności Sopockiego Rynku świadczą niewątpliwie tłumy, które można tam zobaczyć w dni targowe. Nie jest to już to samo zjawisko, co kiedyś. Wielu klientów zmieniło swoje nawyki. Mimo że, zainteresowanie jest mniejsze niż przed laty, targowisko wciąż żyje. Rolnicy przekonują, że coraz częściej na zakupy przychodzą osoby, którym zależy na ekologicznej żywności.
- Ludzie dostrzegają teraz różnicę między tym, co z marketu, a tym, co zostało zerwane, powiedzmy, siedem-osiem godzin temu. Wiedzą, że jak kupią coś świeżego, to cały tydzień leży, a nawet dziesięć dni będzie leżało! Ostatnio widziałem w Lidlu czy w Tesco kilogram marchewki w pojemniku. W środku cztery-pięć zgniłych, dwie może dobre - mówi Wojciech Pikor, rolnik.
Zaangażowanie sprzedawców jest ogromne. Dbają o to, by sprzedawać wysokiej jakości towar. Dzięki temu wiedzą, że klient do nich wróci.
- Mamy swój towar. Niekiedy nawet do dziesiątej, do jedenastej robimy po ciemku i rano na rynek, na Sopot. Dla klientów to są produkty sprawdzone. Na oborniku, bez sztucznych nawozów. Ja mieszkam na Żuławach. To są bogate ziemie. Tylko trzeba o nie zadbać. Zasiać poplon. I wtedy ziemia podziękuje za to. A wie pan, na piachach, jak to wszystko sztucznie jest teraz robione... - kontynuuje.
Wiele osób przywiązało się do targowiska. Robią tu zakupy od lat.
- Ludzie nas znają od małego. Czterdzieści lat na rynku stoimy, od dzieciaka. I we Wrzeszczu, i w Gdańsku i w Sopocie. Teraz jako producenci. Kolega z Olszynki, a ja z Wejherowa. Wszystko się zmienia. Ciężej się żyje, ale jakoś się żyje. Handel trochę osłabł, bo i ludzie biedniejsi, i starsi w Sopocie, ale latem jakoś to się wyrównuje z czasem. Gorzej zimą - wtrąca pan Krzysztof sprzedający swoje towary na stoisku obok.
Źrodła:
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz