Można tu zjeść stek wieprzowy z frytkami i zestawem surówek za 22 złote. Zawsze jest z kim porozmawiać, a kompot smakuje jak kiedyś. Dla wielu "Elita" jest jak drugi dom. A czy wiedzieliście, że w barze znajduje się również tajne przejście? Pan Stanisław, właściciel, w wywiadzie zdradza kilka sekretów lokalu. Wyjątkowe miejsce niestety niebawem ma zniknąć z mapy Sopotu, i to dosłownie, bo budynki, w których znajduje się bar „Elita” oraz sąsiadujący z nim „Sherlock Pub”, niedługo zostaną zrównane z ziemią.
Wybrałam się do „Elity’, żeby raz jeszcze posłuchać opowieści pana Stanisława i dowiedzieć się, co czuje w zaistniałem sytuacji. Gdy weszłam, siedział przy barze, a jego żona podawała domowe dania siedzącym w lokalu gościom. Zaśmiał się, gdy zapytałam o wywiad. „Co tu opowiadać?”, uśmiechnął się, po czym zaprosił do stolika.
Jak powstało to miejsce? Jaka jest historia „Elity”?
Jedyna bomba, która spadła w Sopocie, uderzyła w to miejsce. Stojąca tu kamienica została zburzona. Po wojnie, w 1954 roku, miasto wydało zgodę na zabudowę parterową. Powstało tutaj osiem boksów, na przykład lokal gastronomiczny „Neptun”, cukiernia Wileńska, dalej pracował pan, który zajmował się produkcją szczotek i pędzli do golenia, był i pan Nowakowski, który zajmował się sprzedażą wyrobów ze srebra i złota, pan zegarmistrz, pani fryzjerka i pani, która sprzedawała paski i drobne rzeczy skórzane. Ja tu zacząłem pracę w 1983 roku i pracuję po dziś dzień.
Lokal należał do „Społem”, a ja zostałem zatrudniony jako kierownik. Byłem pracownikiem spółdzielni do dziewięćdziesiątego roku, a później, jak się zmienił ustrój, przeszedłem na własną działalność i lokal dzierżawiłem. Wtedy to ciągle był bar „Neptun”. Później, w latach 90. Sopot stracił różne zakłady pracy i było dużo bezrobotnych. „Neptun” był takim lokalem trzeciej kategorii, do którego przychodzili robotnicy… Ale potem przestali przychodzić, zaczęło się to wszystko sypać, więc wpadłem na pomysł, żeby zmienić nazwę. Do tej pory lokal był kojarzony tylko z klasą robotniczą, ludzie z zewnątrz za bardzo nie chcieli przychodzić. W '93 zmieniłem nazwę i zrobiłem remont. Kiedy bar stał się „Elitą”, zaczęli wpadać młodzi ludzie, studenci…
A skąd wziął się pomysł na nazwę baru?
A, tak jakoś przyszło mi do głowy… [śmiech] Nigdy specjalnie nie kombinowałem, mówię: a co, zrobię tak! Od sierpnia do września zawsze było ciężko, bo ludzie potracili pracę, część poszła na emeryturę, a niektórzy przechodzili obok lokalu, ale nie wchodzili – jakoś nie chcieli wejść do takiego lokalu.
Później w telewizji na prywatnej stacji Tele-Top, która teraz nie istnieje, ale wtedy nadawała z Gdyni, puściliśmy reklamę lokalu. A młodzież bardzo chętnie oglądała te prywatne stacyjki… Ja też wtedy troszeczkę butelkami żonglowałem za barem, to było wtedy raczej niespotykane… Więc jak zobaczyli w telewizji, że istnieje taki lokal, z takim barmanem, to zaczęli tu przychodzić studenci. W większości z ekonomii i wydziału prawa przychodzili. Potem przenieśli Wydział Prawa do Gdańska, to się pozmieniało, ale najwierniejsi nadal wpadali, teraz niektórzy nawet z dziećmi przychodzą… Cena posiłku tutaj jest stosunkowo niska, jak na Sopot. Gotujemy na naturalnych składnikach: jak rosół, to jest rosół na wywarze mięsno-warzywnym, a potem na nim zupa.
Przyjaźni się pan z niektórymi klientami?
Tak, tak! Nawet muszę powiedzieć, że kilka… No, jedenaście osób, co mnie trochę śmieszy… Swojemu męskiemu potomkowi nadali imię Stanisław. Jak tu przychodzą, to mówię: „gratuluję, to jak będzie miał syn na imię?”, a oni na to: „no, jak może być? Stanisław”. Miłe to jest bardzo… Pracowałem z taką barmanką, to jej syn też ma na imię Stanisław…
Czyli wszystko na pana cześć!
Tak mi mówili w każdym razie. [śmiech]
Pan Stanisław poważnieje.
No co, czas skończyć po tylu latach… Zresztą wiedzieliśmy od dawna, że to będzie rozbierane… Centrum miasta, połowa budynków już oddana. Więc i ten budynek będzie rozebrany, będzie postawiona wysoka kamienica, na równi z tymi co są po lewej i po prawej stronie.
I co pan na to? To musi być bardzo dziwne uczucie…
No dziwne, ale wcześniej czy później to miało nastąpić… Grunt należy do miasta, a ja tylko dzierżawię. Przedłużamy zawsze umowę tylko do końca roku. Miasto chyba ogłosiło przetarg na sprzedaż tej ziemi i się znajdzie inwestor, który tu wybuduje. A czy coś w tym miejscu będzie jeszcze czy nie, właściwie nie wiem.
Czyli „Elita” się zamknie? Czy zostanie przeniesiona?
Na razie się zamyka… W sumie trzydzieści dziewięć lat w jednym miejscu to dużo… A samych lat pracy się nazbierało ponad pięćdziesiąt. Zresztą otworzyć teraz lokal jest bardzo trudno, wszystkie miejsca są zajęte. Ale zobaczymy, może się znajdzie coś ciekawego, cenowo odpowiedniego… I wtedy się przeniesie, zrobi się „Elitę Dwa”, ale jak nie, to emerytura jest…
Czyli jedna i druga opcja by panu odpowiadała?
Ja lubię czyn, nie lubię siedzieć w domu… Wolę coś robić. Jak nie będzie tutaj możliwości pracy, to może poszukam jakiejś drobnej pracy gdzieś indziej. Żeby wyjść do ludzi, a nie siedzieć przed telewizorem.
Rozumiem. A jak stali klienci zareagowali na tę wieść?
Pierwsza informacja była w internecie, że miasto wystawiło tę działkę na przetarg…Ci, co przychodzą, byli zawiedzeni, są zawiedzeni. Mieli takie miejsce, gdzie od lat się spotykają. Zawsze jak ktoś przyjdzie, to kogoś znajomego spotka. Można porozmawiać… Już nie chodzi wcale o picie czy co, ale o rozmowę. Siedzą przy barze i rozmawiają. Kiedyś pan z jednej gazety wszedł tu anonimowo i potem w artykule napisał, że tutaj się wszyscy znają i wszyscy o wszystkich wiedzą. I coś w tym jest… Nawet przyjezdni – jak ktoś wejście raz, drugi, trzeci, to się wtapia jakoś w nastrój, już zostaje.
A w ogóle bardzo dużo ludzi, mieszkańców Sopotu, nie wiedziało, że to jest parterowy budynek! Wychodzili przed lokal, patrzyli do góry i „faktycznie”, mówili! Urodzili się w Sopocie, dorośli ludzie i nie wiedzieli!
Wszyscy tylko patrzyli na menu przed lokalem, szukali obiadu!
No, na menu, na wejście i się najeść! [śmiech]
Takich miejsc już chyba nie ma w Sopocie, prawda?
No nie, nie ma… To jest takie miejsce, jak to niektórzy mówią, z duszą. Nawet niedawno się zastanawiałem, że gdybym przeniósł „Elitę” w inne miejsce, to czy tę duszę lokalu jestem w stanie przenieść. Mogę wziąć krzesła, mogę przenieść stoły, ale czy ten duch lokalu pójdzie razem ze mną?
Bywalcy są też zawiedzeni, bo cenowo jest tu bardzo dobrze… Za dwadzieścia trzy złote można obiad zjeść: zupa, danie główne i kompot do tego. A wszędzie w Sopocie jakieś wielkie rachunki, wydane straszne kwoty… No cóż… Pewna epoka się kończy.
Słyszałam, że niektórzy chcą organizować protesty…
Ja nie wiem nic na ten temat. Niektórzy mówią „a, my będziemy jakieś akcje organizować”, ale ja myślę, że sobie żartują. Myślę, że nie ma sensu tego organizować… Skoro Rada Miasta wyraziła zgodę na sprzedaż… Trzeba sprzedać, trzeba zabudować… W Sopocie brak powierzchni budowlanych, a tu stoi taki baraczek w centrum… Jest przykre, że musimy to kończyć, ale w praktyce to wygląda tak, że wymaga się tej zabudowy miasta… Ten budynek, postawiony w 1954 roku, też wymaga remontów, nie wygląda ciekawie… Między dachem i sufitem jest chyba nadal mata słomiana. Tak to było, wtedy tak się budowało.
A co to są za puchary, tam na półce, pod sufitem?
Przychodzi taka grupa młodych ludzi, oni Kendo ćwiczą, to taka koreańska sztuka walki na kije. I jak dostaną puchar zbiorowy, to mi przynoszą. Ja się z nimi troszeczkę przyjaźnię. [śmiech] Ale prosiłem ich niedawno, żeby zabrali już te puchary dla siebie i mi może zostawili jeden na pamiątkę. Albo dwa…
W ogóle tu się dużo ciekawych ludzi przewinęło. Cyganie tu kiedyś grali koncerty, zespoły miały próby… Ja im instrumenty woziłem w jedną i w drugą. Ciekawie tu było, oj ciekawie.
Czyli kiedy ma się zamknąć „Elita”?
Trzydziestego września. Wtedy zamykamy definitywnie.
Będzie jakieś zakończenie?
Powolutku zbierają się ludzie, organizują… Ci, co przychodzili, chcą swoich znajomych zaprosić, posiedzieć, powspominać… Zdjęcia sobie robią ze mną, jak z eksponatem muzealnym. [śmiech] To sympatyczne jest. Niektórzy chcą hokery barowe zabierać do domu, szkło… Chce pani może szklankę do piwa? Albo dwie? Mogę dać, do domu będzie. [śmiech] Może zorganizujemy jakąś licytację tego sprzętu tutaj… Nawet to menu, czarne, wiszące, jest od początku lokalu, tak pamiątkowo… Niektórzy już sobie obrazki ze ścian poprzywłaszczali… Dużo jest chętnych młodych ludzi, którzy chcą mi pomóc przy wyprowadzce.
Mogę wziąć szklanki, chętnie, ale na zakończenie pewnie się jeszcze przydadzą, może i się porozbijają…
A też mogą! Nazbierało się tego wszystkiego przez lata…
Po wywiadzie pan Stanisław zaprosił mnie jeszcze do zamkniętego „Sherlocka”, którego właścicielem jest jego syn. To właśnie pan Stanisław urządził ten lokal w eleganckim stylu. Ze śmiechem pokazał mi portret na kominkiem – przedstawia młodszego pana Stanisława w stroju Sherlocka Holmesa. Był to prezent od syna.
Pan Stanisław pokazał mi jeszcze tajne przejście z „Sherlocka” do baru „Elita”, które mieści się za drewnianą, elegancką półką przy ścianie. „A były tu takie imprezy, żeśmy to przejście otwierali i wszyscy razem się bawili”, śmiał się.
Ale najbardziej pan Stanisław upodobał sobie kominek. „Jak późnym wieczorem zamykałem «Elitę» i szedłem potem zamknąć „Sherlocka”, czekałem aż goście powolutku się rozejdą, siadałem przy ogniu i patrzyłem… I jakoś tak spokój człowieka wtedy ogarniał”.
„Elita” podobnie jak „Sherlock” są miejscami, które nigdy nie znikną z mapy Sopotu. Pan Stanisław oraz jego żona pozostają inspiracją nie tylko dla właścicieli lokali gastronomicznych, ale również dla wszystkich gości. Swoim uśmiechem, pasją i dobrym słowem przyciągali oddanych ludzi, którzy zawsze będą pamiętali, jaka była sopocka „Elita”.
14 0
Wcześniej Neptun, dzisiejsza Elita stali bywalcy a jest ich paru mają powód do smutku tak jak i właściciel zachłanność i pęd nie wiadomo po co niszczy wszystko co napotka po drodze,niestety dla wielu ta refleksja przychodzi za późno,szkoda p Stasia szkoda ludzi którzy mogli w Elicie zrelaksować się po trudach dnia codziennego ?
14 0
piękna historia i cudowny człowiek....trzymam kciuki za to co jeszcze przez Panem
2 0
Karnowski wuj!! Niby taki obrońca Sopotu, a wskoczyl do kieszeni :/
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu esopot.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz