Zamknij

"Polki boją się kolorów". Spotkanie sopockich pereł

18:55, 03.02.2020 Aktualizacja: 12:11, 19.01.2022
Skomentuj Fot. Dorota Lipińska Fot. Dorota Lipińska

Kto powiedział, że kobiety po pięćdziesiątce nie mogą eksperymentować ze swoim wyglądem? W sobotę, 1 lutego w Małym Molo zebrały się kreatywne i otwarte kobiety, które nie boją się kolorów. Na spotkaniu pojawiła się blogerka – Magdalena Jakubiec-Cichańska, która przybliżyła nam szczegóły spotkania.

Styl Magdaleny Jakubiec-Cichańskiej można określić dwoma słowami: barwny i oryginalny. Wyjątkową rolę w jej życiu pełni Iris Apfel – 98-letnia Amerykanka, która nie boi się łączyć barw, wzorów i tkanin. Jak podkreśla „Perła w Wielkim Mieście”, nie chce jej kopiować, jednak jej temperament, styl i odwaga są dla niej ogromną inspiracją. – Korzystam z niej w najlepszym tego słowa znaczeniu, nie naśladując, a korzystając z jej mądrości – mówi.

Czym są „Perły w Wielkim Mieście”?

„Perły w Wielkim Mieście” są moim projektem, skierowanym do kobiet dojrzałych, po pięćdziesiątce. Ja w tym roku kończę 60 lat, więc jest to grupa mniej więcej w moim wieku. Jednak długo by mówić, skąd się wziął taki pomysł…

Więc skąd wziął się pomysł?

Postanowiłam, że chcę pokazywać kobiety, które w wieku dojrzałym robią coś ciekawego i nie zlewają się z szarą ulicą. To jest coś, co mi przeszkadza, bo Polki są bardzo zachowawcze, jeżeli chodzi o strój. Pomyślałam sobie, że spróbuję dać im przykład i je zmotywuję. Młode dziewczyny sobie z tym radzą i nie jest to dla nich żaden problem. Starsze kobiety natomiast często mają jeszcze takie wyniesione z domu przeświadczenie, że może w tym wieku coś nie wypada. Ja usiłuję je przekonać, że im wszystko wypada i to jest czas, kiedy można w życiu robić różne fajne rzeczy.

W tej chwili zebrała się dosyć spora grupa pań. Zaczęło się od bloga, potem przerzuciłam się na Facebooka, bo ten pierwszy wymagał więcej zachodu. Trzeba odpalić komputer, przygotować post, zdjęcia… Jeżeli chodzi o fanpage, to wszyscy wiemy, że robi się to szybko, a treści możemy przekazywać te same. O Instagramie już nie wspomnę, to jest w ogóle błyskawica.

Fot. Dorota Lipińska

Od kiedy prowadzi pani „Perły w Wielkim Mieście”?

Myślę, że zaczęło się to mniej więcej 4 lata temu, w 2016 roku.

A skąd wzięła się nazwa?

A wymyśliłam sobie [śmiech]. 

Słowo perły nie wzięło się od tego, że tworzy pani też własną biżuterię?

Tworzę biżuterię, a nawet maluję, jednak te wszystkie rzeczy zaczęły dziać się potem. Najpierw powstał blog i robione przeze mnie zdjęcia różnym kolorowym i fajnym babkom. To wpłynęło na mnie w dużym stopniu. Odważyłam się podchodzić i pytać, czy mogę zrobić zdjęcie. Czasem było tak, że nie miałam odwagi, wracałam do domu i myślałam: „Boże, jaka fajna babeczka, przecież ja jej już nigdy nie spotkam. Dlaczego nie podeszłam? Następnym razem już muszę”.

Przełamywałam własne opory również w kwestii mojego wyglądu. Kiedyś byłam szarą myszką, mimo że zawsze lubiłam piękne i kolorowe rzeczy. Ukończyłam Historię Sztuki, więc temat estetyki zawsze był mi bliski. Sama jednak byłam brunetką, chodziłam w czarnym swetrze i raczej starałam się nie wyróżniać. Być może pewne rzeczy przychodzą z wiekiem. Najpierw zaczęłam pokazywać innych, a potem stwierdziłam, że skoro to robię, to sama nie mogę być jak szara mysz. Przełamałam się, później zaczęłam robić własną biżuterię – bardzo kolorowe bransoletki i naszyjniki. Następnie trochę zaczęłam malować, nawet dorobiłam się jednej wystawy. Teraz myślę nad drugą w Trójmieście.

Pochodzi pani z Warszawy. Jak znalazła się pani w Sopocie? 

Jedna z pań z Sopotu obserwowała mnie w mediach społecznościowych i pewnego razu wspomniała o moim spotkaniu w Warszawie. Zaproponowała, że może zrobimy coś podobnego w Sopocie. Oczywiście nie trzeba było mi dwa razy powtarzać. Kocham Sopot, bo całe dzieciństwo spędzałam tutaj wakacje i miałam tu rodzinę. W związku z tym taka wycieczka bardzo mi się spodobała. Panie zorganizowały spotkanie w restauracji Małe Molo, przyszło nas kilkanaście i bawiłyśmy się znakomicie.

Cudowne, fantastyczne, kolorowe kobiety – dokładnie takie, o których mówię, piszę i chcę dawać jako przykład. Osoby barwne, życzliwe, kreatywne, takie, które wnoszą coś nowego w nasze życie. To nie chodzi tylko o to, żeby wyglądać, ale by mieć przy tym coś w głowie, zaproponować coś światu. Spotkanie było fantastyczne. Przymierzałyśmy kapelusze, rozmawiałyśmy o różnych pasjach…

Fot. Dorota Lipińska

No właśnie – kolorowe kapelusze. Jaka jest ich historia?

Anna Dahlberg, która mnie zaprosiła do Sopotu, robi kapelusze, ale ich nie sprzedaje. Przyniosła na spotkanie kilka swoich prac. Oczywiście wiadomo, jak baby się spotykają, to przebieranie jest jednym z elementów zabawy. Bawiłyśmy się, jak małe dziewczynki, przymierzałyśmy te piękne kolorowe kapelusze i wygłupiałyśmy. 

Była z nami też wspaniała Grażyna z firmy Mia Mia, która ma swoje atelier przy ulicy Grunwaldzkiej. Dziewczyny robią tam przepiękne torby. Tak piękne, że aż dech zapiera! Dorota Lipińska jest stylistką, makijażystką i fotografem. Robi cudowne zdjęcia i tworzy ciekawe rzeczy. Była też Ela Krasińska, która mieszkała we Włoszech i w ten weekend zorganizowała wernisaż. Przepiękne, kolorowe wydarzenie. 

Życzę więc, by coraz mniej kobiet zlewało się z szarą ulicą i stały się tak kolorowe, jak panie. Dziękuję za rozmowę.

(Anna Nagel)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%