Zamknij

Krzesimir Dębski wystąpi w Sopocie! Przed nami koncert pełen filmowych hitów [WYWIAD]

15:00, 25.06.2022 Przemysław Szczygieł
Skomentuj Krzesimir Dębski. Fot. materiały prasowe Krzesimir Dębski. Fot. materiały prasowe

Takie wydarzenie zdarza się raz na pół wieku! 24 lipca o godzinie 20.00 w Operze Leśnej odbędzie się Koncert Muzyki Filmowej połączony z jubileuszem 50-lecia pracy artystycznej Krzesimira Dębskiego, wybitnego kompozytora, skrzypka jazzowego, dyrygenta, aranżera i producenta muzycznego.

Artysta nagrał ponad 30. płyt ze swoimi kompozycjami dla wielu prestiżowych wytwórni płytowych. Skomponował ponad 50. utworów symfonicznych i kameralnych. Jest autorem muzyki do ponad 100. filmów fabularnych i dokumentalnych, między innym do "Ogniem i Mieczem", za którą otrzymał nagrodę Międzynarodowej Akademii Filmowej Philip Award.

W latach 90-tych podjął działalność dyrygencką, a jego dyskografia jako dyrygenta obejmuje kilkanaście tytułów, między innymi z muzyką filmową dla Sony Classical.

Z kompozytorem Krzesimirem Dębskim rozmawiał Przemysław Szczygieł.

Krzesimir Dębski. Fot. materiały prasowe

Już za miesiąc wystąpi Pan na deskach Opery Leśnej w Sopocie. Trójmiejska publiczność weźmie udział w Koncercie Muzyki Filmowej, a będzie to występ o tyle szczególny, że połączony z jubileuszem 50-lecia pańskiej pracy artystycznej. Gdyby miał Pan w paru słowach podsumować ten czas, na co warto by było zwrócić uwagę?

Zajmowałem się wieloma gatunkami muzycznymi przez lata. Pisałem muzykę poważną i mniej poważną, grałem w zespołach jazzowych, tworzyłem muzykę dla filmów i seriali. Tego jest mnóstwo. To trudna decyzja, ale coś w końcu wybiorę. Będę chciał się przedstawić w jak najszerszym kontekście artystycznym.

W Sopocie najważniejsza jednak będzie muzyka filmowa?

Tak i to będą przeważnie moje własne utwory, aczkolwiek nie zabraknie też dzieł innych kompozytorów muzyki filmowej. Bardzo się cieszę z tego, że przyjdzie mi wystąpić w Sopocie, ponieważ to dla mnie bardzo pamiętne miejsce. Wielokrotnie grałem tam na festiwalach, m.in. jako członek Orkiestry Polskiego Radia w Poznaniu, a także jako członek innych orkiestr.

Najzabawniejsza historia wiąże się z tym, jak występowałem w Sopocie, udając muzyka bardzo wielkich gwiazd! To były czasy, kiedy zaczynały się występy z playbackiem. Wielcy artyści przyjeżdżali do Sopotu, a wybrani członkowie orkiestr udawali ich zespoły. Tak było z Demisem Roussosem, który śpiewając zapomniał tekstu i nawet do nagrania nie mógł się dostosować. Odwracał się do nas, a my śpiewaliśmy razem z nim i udawaliśmy, że się świetnie bawimy. Choć tak właściwie to naprawdę bawiliśmy się świetnie, ponieważ przecież udawaliśmy muzyków sławnego Demisa Roussosa. Niektórzy nie zauważali tego, że to był playback.

Tak samo było z Boney M., bo też wszystko wtedy leciało z playbacku. Pamiętam, jak pokazywaliśmy kilku statystom z tego zespołu, jak się gra na pianinie. To byli jacyś tancerze. Tylko co to jest pięć minut pokazywania, jak się palcami rusza? Niemniej występowaliśmy w glorii zespołu Boney M. (śmiech)

Podobna była sytuacją z Glorią Gaynor, ale z nią to akurat graliśmy na żywo. Podobnie zresztą jak z wieloma innymi artystami, którzy występowali w konkursach piosenek i w ogóle na całym festiwalu.

W przeszłości wielokrotnie podkreślał Pan, że to muzyka współczesna stanowi główny obszar Pana działalności. W Sopocie posłuchamy jednak kompozycji filmowych i chciałbym, żebyśmy to na nich skupili swoją uwagę. Jaka Pana zdaniem powinna być dobra muzyka komponowana na potrzeby kina? Co odróżnia ten rodzaj sztuki od innych obszarów twórczości muzycznej?

To się już teraz rzadko zdarza, ale tematy (czyli np. piosenka w wersji wokalnej) miały kiedyś promować film. Niestety jak można zauważyć, w ostatnich latach brakuje takich tematów i utworów, które byłby powszechnie znane i kojarzone z kinem. Filmowcy są po prostu mniej wrażliwi na muzykę i nie doceniają jej znaczenia.

Wiele współczesnych produkcji jest przygotowywana masowo, przy wykorzystaniu komputerów. Ja jednak jestem muzykiem starej daty i dla mnie to orkiestra symfoniczna jest tworzywem, którym się posługiwałem. Odnosząc się do moich doświadczeń – starałem się na przykład, aby w „Ogniem i mieczem” była piosenka wiodąca, czyli „Dumka na dwa serca” i tak samo było też w innych filmach.

Też się zdarzają takie sytuacje, jak np. w słynnym filmie „Titanic”, w którym ekipa, reżyser i producenci zadecydowali, że ma być na końcu… cisza. I dopiero po jakimś czasie pojawił się wspaniały przebój „My Heart Will Go On”, który został tam dołączony. Tak więc środowisko filmowe czasami się myli, nie doceniając potencjalnej pomocy ze strony muzyki.

Jakie kompozycje uważa Pan za najważniejsze w swoim dorobku?

Najważniejsze dla mnie były duże utwory symfoniczne. Napisałem dwie symfonie, dwie opery, sześć musicali, ponad 600 utworów wokalno-instrumentalnych i to były najważniejsze rzeczy. Natomiast wiem, że w opinii szerokiej publiczności znany jestem – stety albo niestety – z seriali.

Kiedy tworzyłem muzykę serialową, to były czasy, kiedy miały one po 12-16 odcinków. Później zrobiły się z tego 32 odcinki, a z czasem rozwijały się one jeszcze bardziej, bo bardzo się podobały publiczności. Mowa o takich serialach jak „Na dobre i na złe”, „Klan” czy „Na Wspólnej”, które z czasem doczekały się tysięcy epizodów. Z tego miejsca chciałbym bardzo gorąco przeprosić słuchaczy i widzów, że okazałem się tak napastliwym kompozytorem. Ja naprawdę nie wiedziałem, proszę państwa, że to będzie taka tragedia i będę tak atakował codziennie z ekranu, ingerując w wasze życie rodzinne. Chylę czoła z pokorą i przepraszam. (śmiech)

Wspominał Pan, że program lipcowego koncertu jeszcze się dookreśla, ale czy można wskazać takie utwory, których na pewno nie może zabraknąć?

To będą między innymi tematy z popularnych seriali, ale tych, które miały po 12 albo 16 odcinków, a nie tysiące. (śmiech) Wiem, że Warsaw Impressione wprowadza do repertuaru takie hity jak muzyka ze „Stawki większej niż życie” czy „Janosika”. Takie tematy się prawdopodobnie pojawią.

Krzesimir Dębski. Fot. materiały prasowe

Gdyby miał Pan wskazać momenty przełomowe dla swojej kariery, takie które w największym stopniu określiły Pana ścieżkę artystyczną, na co zwróciłby Pan szczególną uwagę?

Na początku to były seriale dla dzieci, gdzie moją muzykę wdzięcznie wyeksponowano. To były produkcje takie jak „Tajemnica Sagali” czy „Gwiezdny pirat”. W tamtym czasie to była świetna przestrzeń dla kompozytora. Były również filmy Andrzeja Maleszki, kanadyjsko-polskie „Cudowne dziecko” w reżyserii Waldemara Dzikiego.

Tam z dużą orkiestrą symfoniczną debiutowałem jako kompozytor, co potem zaowocowało zaproszeniem do większych produkcji, chociażby filmów Juliusza Machulskiego i Jerzego Hoffmana. „Ogniem i mieczem” to był hit frekwencyjny i artystyczny też, ponieważ udało mi się napisać piosenkę przewodnią, która stała się przebojem. Potem były też nieco niedocenione „Stara Baśń” oraz „Bitwa Warszawa 1920”. Były to filmy wysokobudżetowe, zrealizowane z dużym rozmachem i tam również muzyka miała swoje miejsce. Do tej pory wykonuję ją na koncertach.

Jest Pan autorem muzyki do ponad 100 filmów fabularnych i dokumentalnych, wśród których znajdziemy wiele hitów. Chciałbym jednak zapytać o produkcję już może dzisiaj nieco zapomnianą. Ciekawi mnie to, jak Pan wspomina pracę nad muzyką do filmu „Medium”. Bądź co bądź to film szczególny - pierwszy polski horroru, realizowany zresztą w Sopocie.

To był w zasadzie mój debiut na dużym ekranie, po wcześniejszych epizodach z telewizją. Bardzo się cieszyłem z tego filmu. Niedawno go zresztą widziałem na nowo w wersji odrestaurowanej, wyczyszczonej cyfrowo. Wygląda bardzo efektownie i widać, że do tej pory jest filmem bardzo interesującym i niezwykłym w naszej kinematografii. Co prawda później były różne próby horrorów w polskim kinie, ale „Medium” z swoimi okultystycznymi wątkami, to była atrakcyjna materia, która chyba przetrwała próbę czasu.

Co Pan czuje na myśl o lipcowym koncercie? Czy jest coś jeszcze, co chciałby Pan przekazać naszym czytelnikom?

Bardzo się cieszę z tego, że znów się znajdę w tym pięknym miejscu i nasza orkiestra będzie się mogła tam zaprezentować. Spędzenie w Sopocie choćby kilku godzin, to zawsze jest miłe, przyjemne doświadczenie.

Pewnie wrócą też liczne wspomnienia. Choćby o tym, jak trudno, pomimo zaproszenia, było się dostać na bankiet do Grand Hotelu – tego samego, w którym rozgrywała się akcja filmu „Medium”.

Bardzo dziękuję Panu za rozmowę.

Dziękuję i do zobaczenia w Sopocie!

(Przemysław Szczygieł)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%