Zamknij

Otwarte pomimo zakazów! Chwila normalności w trójmiejskim pubie [Relacja]

11:05, 25.01.2021 P.S Aktualizacja: 21:40, 26.01.2021
Skomentuj Fot. Pixabay - zdjęcie poglądowe Fot. Pixabay - zdjęcie poglądowe

Od 17 stycznia trwa akcja #OtwieraMy. Pomimo obowiązujących zakazów rośnie liczba przedsiębiorców decydujących się na otwarcie swoich biznesów. Po proteście Góralskie Veto zapoczątkowanym przez firmy z Podhala, do bojkotowania ograniczeń związanych z pandemią zaczęli się przyłączać także gastronomicy i hotelarze z pozostałych części kraju. W Trójmieście do akcji #OtwieraMy włączyło się dwanaście obiektów gastronomicznych. O tym, jak w praktyce wygląda wizyta w jednym z takich miejsc, opowiedział nam nasz czytelnik.

List do redakcji

Pandemię i związane z nią zagrożenia traktuję poważnie, podobnie zresztą jak moi znajomi. Przez ostatnie miesiące utrzymywaliśmy kontakt właściwie tylko z rodziną i wąskim gronem przyjaciół. Od początku dbaliśmy o to, aby unikać dużych skupisk ludzi. Tam gdzie nie dało się od nich uciec, jak chociażby w komunikacji miejskiej czy sklepach, zawsze nosiliśmy maseczki czy przyłbice. Te co prawda są uciążliwe, ale myślenie o tym, jak się w naszym otoczeniu czują inni ludzie, to przecież podstawa życia społecznego. Jesteśmy młodzi, więc robiliśmy to z myślą o seniorach, obsłudze sklepów czy zwyczajnie po to, aby nieumyślnie nie zarazić kogoś z rodziny albo nie dostać mandatu. 

W ostatnią niedzielę jednak coś w nas pękło. Byliśmy umówieni. Pierwotnie plan był taki, żeby zobaczyć się w Sopocie, ale w związku z tym, że mieszkamy w różnych rejonach Trójmiasta, ostatecznie stanęło na tym, że jednak lepiej będzie spotkać się w Gdyni. Nie widzieliśmy się co najmniej od września, brakowało nam tych spotkań, więc pomimo złej pogody zdecydowaliśmy na spacer. Jak się jednak okazało, przeceniliśmy nieco swoją odporność na niskie temperatury i po jakimś czasie chłód zaczął nam coraz bardziej doskwierać. Wtedy przypomniałem sobie o tym, że przecież niedawno otworzył się pub w odległości dosłownie kilkaset metrów od dworca. Pomimo wątpliwości i tego, że nie wiedzieliśmy w sumie, czy lokal faktycznie będzie otwarty, postanowiliśmy ruszyć w kierunku ul. Starowiejskiej. W międzyczasie zajrzeliśmy na fanpage na Facebooku, aby sprawdzić na jakich zasadach to wszystko u nich funkcjonuje.

Już z kilku wpisów można było dowiedzieć się, że właściciele lokalu biorą pod uwagę ewentualne kontrole - zarówno policyjne, jak i te przeprowadzane przez sanepid. Nie byliśmy więc zaskoczeni, kiedy zbliżając do budynku, przez szybę zamiast klientów zobaczyliśmy kilka osób w policyjnych mundurach. Byli na miejscu równo o godzinie osiemnastej - dokładnie wtedy, gdy lokal miał się otworzyć.

Trudno. Pomyśleliśmy, że w takim razie nici ze wspólnego wypadu do pubu. Zostaje spacer. Tak minęły nam kolejne dwie godziny. Przeszliśmy w rejon bulwaru, okolice plaży, w końcu zerwał się deszcz i trzeba było wracać. Ponownie skierowaliśmy się na ul. Starowiejską, nie mając większych oczekiwań, że może tym razem się uda.

A jednak! Udało się. Przy wejściu można było zobaczyć kilka osób. Jak się okazało tym razem byli to jednak klienci. Przechodzimy przez próg, pochodzimy do baru, który znajduje się nieopodal wejścia, bliżej niż jakikolwiek stolik.

W lokalu generalnie panowały pustki, choć przy kilku stolikach dało się zauważyć dyskutujących ze sobą ludzi. Były to małe grupki, które trzymały się od siebie raczej na dystans. Obsługa oczywiście w maseczkach.

Prosimy o Pilsner Urquell z nalewaka. Jak się okazuje - nie ma. Pytamy o jakieś piwo pszeniczne albo najzwyklejszego lagera - brak. Zostały tylko butelkowane IPA i APA. Marka nieznana. Trudno, bierzemy. Przy okazji pytamy też, skąd te braki w zaopatrzeniu, a barman odpowiada, że to po weekendzie, kiedy klientów było więcej.

Tego dnia jednak osób było niewiele. Usiedliśmy tuż przy wejściu, nieopodal szyby, przez którą można swobodnie obserwować ruch uliczny. Podczas naszego pobytu samochód policyjny minął lokal trzykrotnie w ciągu jakichś dwóch godzin. Tym razem jednak obyło się bez kontroli, auto nawet się nie zatrzymało. Niemniej myśl się pojawiła: a co jeśli...?

Wśród ludzi dało się panowało ożywienie. Było jasne, że wielu osobom brakowało takich spotkań i tej atmosfery. Ktoś nawet zażartował, że nielegalne zgromadzenia to element narodowej tradycji: że zabory, niemiecka okupacja, komunizm...

Przez moment można było się poczuć tak jakby było normalnie. Jakby 2020 rok nie przyniósł pandemii i ograniczenia swobód obywatelskich. Mimo tego poczucia czegoś wyzwalającego, jakby zdejmującego jakiś ciężar, trudno było jednak mówić o zupełnej beztrosce. Reżim sanitarny był tu czymś więcej niż pustym hasłem. Mimo atmosfery rozluźnienia dystans, maseczki czy przyłbice były normą. W kącie sali dało się zauważyć mniej ludzi niż w sklepowej kolejce czy przedziale pociągu. Takie obrazy skłaniają do zastanowienia: czy zupełny lockdown to rzeczywiście to czego potrzebujemy? Może otwarcie lokali przy zachowaniu zaleceń dotyczących bezpieczeństwa byłoby jednak lepsze?

[ZT]7290[/ZT]

(P.S)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%