Zamknij

Zniszczona pamiątka czy brak tolerancji? Podróż w jedną stronę statkiem Pirat

14:13, 05.08.2019 P.S Aktualizacja: 12:27, 06.08.2019
Skomentuj

W ostatni weekend lipca doszło do uszkodzenia ozdobnego modelu okrętu na statku wycieczkowym "Pirat". Pracownik statku, podając się za jego właściciela, o zniszczenie dekoracji oskarżył Białorusinkę, która zdecydowała się na rejs po Zatoce Gdańskiej. Jak poinformowała Paulina Siegień i Joanna Wiśniowska, dziennikarki Gazety Wyborczej, mężczyzna nie przebierał w słowach. "Ja mam klej i jakieś narzędzia, będziecie pływać cały dzień i naprawiać. Jak skończycie, to was wypuszczę” - miał zwrócić się do Aliony oraz jej ciotki. W sprawę zaangażowała się policja.

W lipcowy weekend kobiety udały się na spacer po Sopocie. W trakcie przechadzki na molo zdecydowały się skorzystać z usług popularnego wycieczkowca "Pirat", oferującego rejsy po zatoce. Niestety podróż statkiem stylizowanym na dawne, pirackie okręty miała dostarczyć im aż nadmiar emocji.

Pracownik statku w trakcie rejsu oskarżył ciotkę Aiony o przewrócenie wazonu oraz zrzucenie ze stolika modelu statku. W wyniku wypadku miało dojść do uszkodzenia obu masztów, skrzyni, a także innych drobnych elementów modelu. Mężczyzna domagał się natychmiastowej zapłaty 500 złotych rekompensaty za spowodowane zniszczenia. Kobiety odmówiły w wyniku czego odmówiono im prawa do opuszczenia statku po zakończeniu rejsu.

Według Aliony model znajdował się w wąskim przejściu. Co więcej nie był w żaden sposób przymocowany ani do podstawki, ani do stołu. W opinii Białorusinki winę za spowodowane uszkodzenia ponoszą organizatorzy rejsu, którzy nie zapewnili odpowiedniego zabezpieczenia wspomnianego modelu. Pracownik "Pirata" obstaje jednak przy swoim, wskazując że zabezpieczenia były - w okolicach stolika miała znajdować się tabliczka informująca turystów o zakazie wchodzenia w tę przestrzeń.

- Pokazałam portfel, żeby udowodnić, że nie mam takich pieniędzy przy sobie. Sugerowali, że mogę iść do bankomatu. Odmówiliśmy. Potem policjanci powiedzieli, że przekażą nas Straży Granicznej, bo ja i ciocia nie miałyśmy przy sobie paszportów. Dlaczego nie miałyśmy? Dużo się mówi, że na Monciaku kradną, więc nie zabrałyśmy ich ze sobą. [...] Ale policjanci nie chcieli oddać mężowi jego paszportu, dopóki nie zapłacimy pieniędzy. Oddali dopiero, jak zaczęłam to wszystko nagrywać - mówiła Aliona w rozmowie z Wyborczą.

O tym, że nie jest to wyjątkowa sytuacja i w podobnych okolicznościach imigranci są z reguły gorzej traktowani przekonywała Yuliya Shavlovskaya,

- Policjanci powinni być z tego zakresu przeszkoleni, powinni też pamiętać, że imigranci mają różne doświadczenia w kontaktach z policją ze swoich krajów, a ci z Białorusi akurat nie najlepsze – informowała Shavlovskaya dziennikarki Gazety Wyborczej.

Według Dariusza Bzymka z sopockiej Komendy Miejskiej Policji funkcjonariusze nie otrzymali informacji o ksenofobicznych zachowaniach, sami zaś mieli jedynie potwierdzić tożsamość Białorusinów.

(P.S)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(1)

BubuBubu

0 0

Brakuje mi tu pointy - czy turyści ponieśli konsekwencje? Wyrządzili szkodę i...? 20:41, 05.08.2019

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo
0%